Premier wróci jak bumerang? Nie będzie rządził sam

Aktualizacja:

Centroprawicowa partia GERB byłego premiera Bojko Borysowa wygrała niedzielne wybory parlamentarne w Bułgarii, lecz nie uzyskała większości, która pozwoliłaby jej sprawować samodzielne rządy; według sondaży powyborczych zdobyła ok. 31 proc. głosów.

Taki wynik exit polls dla GERB-u (Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii) podały agencje Alpha Research i Sowa Harris. Drugą siłą polityczną jest lewicowa Koalicja na rzecz Bułgarii na czele z Bułgarską Partią Socjalistyczną (BSP) z poparciem 25,3-27 proc. Do przyszłego parlamentu z pewnością wejdą cztery ugrupowania polityczne. Czteroprocentowy próg oprócz dwóch dużych formacji przekroczyły: turecki Ruch na rzecz Praw i Swobód (DPS) oraz nacjonalistyczna partia Atak. Na granicy progu wyborczego znajdują się partie: Bułgaria na rzecz Obywateli byłej komisarz unijnej Megleny Kunewej i Demokraci na rzecz Silnej Bułgarii byłego premiera Iwana Kostowa (1997-2001). Pewne szanse agencje dają również nacjonalistycznemu Narodowemu Frontowi Ocalenia Narodowego.

Frekwencja wyniosła 44 proc.; jest ona znacznie niższa w porównaniu z wyborami parlamentarnymi z 2009 r.

Według obserwatorów jest to wynik negatywnej kampanii wyborczej, dla której charakterystyczne były wzajemne zarzuty o korupcję i próby sfałszowania wyborów, kontynuowane do ostatniego dnia, nawet w sobotę, gdy obowiązywała cisza wyborcza.

Trudna misja stworzenia rządu

Oficjalne wyniki mogą się różnić od sondażowych, gdyż exit polls nie uwzględniają ani kilkudziesięciu tysięcy głosów bułgarskich Turków, którzy głosują w Turcji, ani głosów Bułgarów w innych krajach, którzy są skłonni poprzeć Kunewą i Kostowa.





Nieufność i wzajemne oskarżenia

Do walki o 240 miejsc w jednoizbowym Zgromadzeniu Narodowym stanęło 7200 kandydatów z 48 partii i koalicji. Po raz pierwszy od początku zmian politycznych w 1989 r. nie było jednak wyraźnego faworyta. Głównymi rywalami były właśnie GERB oraz Koalicja na rzecz Bułgarii z Bułgarską Partią Socjalistyczną. Kampania przebiegła w atmosferze wzajemnej nieufności i zarzutów o kupowanie głosów. Sondaż rządowego ośrodka badania opinii publicznej, opublikowany w czwartek, pokazał, że aż 12 proc. wyborców gotowych jest sprzedać swój głos. Opozycja zarzuca rządzącej do lutego centroprawicy dążenie do manipulowania wynikami i praktykę kupowania nie tylko pojedynczych głosów, lecz nawet całych komisji wyborczych.

Dodatkowe karty do głosowania

W przeddzień wyborów parlamentarnych prokuratura poinformowała, że wraz z agencją bezpieczeństwa narodowego DANS przejęła 350 tys. kart wyborczych, wydrukowanych powyżej zamówionej przez rząd liczby.

Do akcji w drukarni doszło w nocy z piątku na sobotę. Karty były opakowane i gotowe do transportu. Właściciel drukarni, stołeczny radny z ramienia rządzącej do lutego centroprawicowej partii GERB Jordan Boczew, twierdzi, że chodzi o wybrakowane karty. Publiczne radio podało jednak, że to nie makulatura, a normalne karty. Według krajowych mediów chodzi o próbę sfałszowania wyborów na bardzo wielką skalę. Według ostatnich sondaży w niedzielnym głosowaniu spodziewany jest udział około 3,5 mln obywateli, chodzi więc o ok. 10 proc. głosów.

Partie: Próba sfałszowania wyborów

Mimo że sobota była dniem ciszy wyborczej, główne partie zwołały konferencje prasowe i ustosunkowały się do informacji prokuratury. Prezydent Rosen Plewnelijew oświadczył, że spodziewa się pilnej reakcji Centralnej Komisji Wyborczej i innych instytucji, których zadaniem jest zagwarantowanie demokratycznych wyborów.

Rzecznik CKW Biser Trojanow zapewnił, że nie ma zagrożenia dla uczciwości niedzielnego głosowania, ponieważ dodatkowe karty są zabezpieczone i nie będą używane. Lider Bułgarskiej Partii Socjalistycznej (BPS), głównej rywalki GERB, Sergiej Staniszew powiedział, że "chodzi o próbę totalnego sfałszowania" wyborów.

- Karty są wydrukowane wbrew prawu, nie wiadomo, czy nie ma ich więcej - mówił. Według Staniszewa "są dane świadczące, że drukarnia zużyła o 40 proc. więcej papieru, niż wymagało to konkretne zamówienie". - Ujawniona próba sfałszowania wyborów to zamach stanu - komentował przewodniczący tureckiego Ruchu na rzecz Praw i Swobód Lutfi Mestan.

Były premier i lider partii Demokraci na rzecz Silnej Bułgarii Iwan Kostow zaapelował do Trybunału Konstytucyjnego, by przełożył wybory.

Szef nacjonalistycznej partii Ataka Wolen Siderow zwrócił się do prezydenta o zwołanie narady z udziałem liderów głównych sił politycznych, prokuratora generalnego i przewodniczącej CKW dla rozpatrzenia zagrożeń, jakie afera z dodatkowymi kartami do głosowania może mieć dla wyborów.

Autor: MAC, jk, nsz/mtom/kdj / Źródło: PAP