Premier Mołdawii Iurie Leanca ostrzega przed "serią prowokacji" ze strony separatystów z Naddniestrza. Według Leancy rosyjska aneksja Krymu może "wzmóc oczekiwania" w zbuntowanym Tyraspolu. - Sprawy idą w bardzo niebezpiecznym kierunku - powiedział Leanca.
Leanca powiedział, że w ostatnich miesiącach Kiszyniów był świadkiem serii prowokacji ze strony separatystów, jak np. nękanie rolników pracujących przy "granicy", czy manewry stacjonujących w Naddniestrzu Rosjan i wspieranych przez nich paramilitarnych bojówek rebeliantów.
- Mamy nadzieję, że nie zostaną podjęte jednostronne decyzje przez liderów separatystów, które mogą zdestabilizować sytuację - powiedział Leanca w rozmowie z agencją Reutera.
Władze Mołdawii obawiają się, że Kiszyniów może być następny na liście Władimira Putina po Gruzji i Ukrainie. - Śledzimy wydarzenia, mam pewne plany ewentualnościowe, ale nie możemy nic zrobić, by przeciwstawić się atakowi z zewnątrz - powiedział Leanca.
Pod rosyjską presją
Położona między Rumunią i Ukrainą Mołdawia, była radziecka republika zamieszkana przez większość mówiącą językiem mołdawskim (język z grupy wschodnioromańskich), obawia się powtórzenia ukraińskiego scenariusza na swym terytorium. Jej wschodnia część, Republika Naddniestrzańska jest zdominowana przez mniejszości rosyjską i ukraińską. Region dokonał przy poparciu Moskwy, secesji w 1992 roku, w rok po rozpadzie ZSRR, ale jego niepodległości nie uznaje żadne państwo. Rosyjski rząd poświęcił w ubiegłym tygodniu swe posiedzenie kwestii "poparcia dla Naddniestrza". Posiedzenie było zapowiedziane przez wicepremiera Dmitrija Rogozina, który oskarżył sąsiadującą z tym terytorium Ukrainę o "zadekretowanie de facto blokady wobec Naddniestrza".
W separatystycznej Republice Naddniestrzańskiej stacjonuje 1500 żołnierzy rosyjskich.
Źródło zdjęcia głównego: army.md