Posiłki za 30 mld dolarów. Początek odwrotu w 2011

Aktualizacja:

Tak jak się spodziewano, podczas przemówienia w West Point prezydent Barack Obama zapowiedział, że do Afganistanu pojedzie w najbliższym czasie 30 tys. dodatkowych amerykańskich żołnierzy. Przy okazji prezydent USA zapowiedział plan wycofania się z Afganistanu, który w jego ocenie nie jest drugim Wietnamem.

30 tys. dodatkowych żołnierzy ma znaleźć się w Afganistanie po to, aby przyspieszyć zwycięstwo nad talibami. Dodatkowi żołnierze, którzy dołączą do 68 tys. Amerykanów już walczącychw Afganistanie, mają zabezpieczyć kluczowe skupiska ludności i wytrenować tylu afgańskich mundurowych, ilu będzie można.

Rozmieszczenie posiłków, ku zaskoczeniu wielu komentatorów, zacznie się już w styczniu 2010 r. i ma zakończyć się do końca sierpnia. Pierwsze wzmocnienia (ok. 9 tys. marines) mają dotrzeć do południowych prowincji Helmand i Kandahar.

Nowa strategia wzmocnienia sił - której koszt prezydent szacuje na ok. 30 mld dolarów - ma przede wszystkim jeden cel - przyspieszyć ewakuację wszystkich sił. Pierwsze amerykańskie oddziały mają bowiem, według zapowiedzi Obamy, wrócić do kraju już w lipcu 2011 r.

Wycofać się natychmiast nie można

Jak mówił kadetom w West Point Obama, posiłki

Gdybym nie sądził, że bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych i narodu amerykańskiego wchodzi w grę w Afganistanie to z chęcią już jutro rozkazałbym każdemu naszemu żołnierzowi aby wrócił do domu Barack Obama

Obama: Afganistan to nie Wietnam
Obama: Afganistan to nie Wietnam

Na razie jest to niemożliwe. - Gdybym nie sądził, że bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych i narodu amerykańskiego wchodzi w grę w Afganistanie, to z chęcią już jutro rozkazałbym każdemu naszemu żołnierzowi aby wrócił do domu - powiedział.

Bezpiecznie nie jest, gdyż al-Kaida planuje nowe ataki, a Afganistan i Pakistan są jej "epicentrum". Dlatego też sukces w Afganistanie jest nierozerwalnie związany ze współpracą z Pakistanem.

Sojusznicy z NATO pomogą

W osiągnięciu zamierzonego celu - ostatecznego pokonania talibów - mają pomóc Amerykanom sojusznicy z NATO. Już po zakończeniu przemówienia Obamy szef Sojuszu Anders Fogh Rasmussen oznajmił, że spodziewa się "co najmniej 5 tys. żołnierzy z krajów naszego sojuszu, a może nawet kilku tysięcy więcej".

Liczba dodatkowych żołnierzy wymieniona przez Rasmussena jest mniejsza od 10 tys., których spodziewał się Pentagon. W Afganistanie stacjonuje teraz 42 tys. nieamerykańskich żołnierzy NATO.

I to dzięki nim, przekonywał Obama, wszelkie analogie między wojnami w Afganistanie i w Wietnamie są bezpodstawne. Zdaniem prezydenta ci, którzy je porównują, "wyciągnęli błędne wnioski z historii".

"Afganistan to nie Wietnam"

Obama podkreślił bowiem, że w odróżnieniu od wojny w Wietnamie, w Afganistanie "uczestniczymy w koalicji 43 państw i nie stoimy wobec powstania wspieranego w znacznej mierze przez ludność".

Także w odróżnieniu od Wietnamu, "Amerykanie padli ofiarami odrażających zamachów mających swe źródło w Afganistanie i nadal są narażeni na ataki terrorystyczne".

Nie wszystkim pomysł ogłoszenia strategii wzmocnienia połączony z ogłoszeniem wyjścia z Afganistanu przypadł do gustu. - Data wycofania tylko ośmieli Al-Kaidę i talibów i przygnębi naszych afgańskich partnerów - mówił niedawny rywal Obamy w wyborach prezydenckich republikański senator John McCain.

Krytyczne słowa do Afgańczyków

"Afgańskim partnerom" przypadło zresztą wiele miejsca w przemówieniu Obamy. Prezydent zapowiedział, że nie zamierza podpisywać dalszych "czeków in blanco" dla Afganistanu i podkreślił, że w zamian za amerykańską pomoc będzie domagał się od afgańskiego rządu prezydenta Hamida Karzaja usunięcia i ukarania skorumpowanych urzędników.

Obama dodał, że Waszyngton poprze tych afgańskich ministrów i członków władz lokalnych, którzy walczą z korupcją.

Jeszcze przed wystąpieniem w West Point, podczas wideokonferencji, Obama oznajmił Karzajowi, że oczekuje "rozsądnych postępów" w dziedzinie bezpieczeństwa w Afganistanie w ciągu najbliższych 18-24 miesięcy.

Dodał, że po ich upływie zostanie dokonana ocena skuteczności działań sił USA i ich sojuszników w Afganistanie. Podkreślił też, że "wysiłki Stanów Zjednoczonych i innych krajów w Afganistanie nie są nieograniczone" oraz że Afgańczycy powinni wziąć na siebie większą odpowiedzialność za bezpieczeństwo ich kraju.

Źródło: reuters, pap