Polański wraca na wokandę

Aktualizacja:
 
Sprawa Polańskiego wciąż nierozstrzygniętaTVN24

W środę przed sądem apelacyjnym w Los Angeles kolejny rozdział batalii o Romana Polańskiego. Czego będzie dotyczył, owiane jest tajemnicą.

Wiadomo jedynie na pewno, że przed sędzią Peterem Espinozą pojawią się oskarżyciele i obrońcy Polańskiego. "Los Angeles Times" pisze, że będzie to tylko spotkanie, które wyznaczy termin właściwego procesu reżysera.

Dziennik dodaje, że spotkanie odbędzie się na prośbę adwokatów reżysera, jednak żaden z nich nie chce komentować przedmiotu spotkania z sędzią.

Rzeczniczka prokuratury w Los Angeles zdradziła jedynie, że adwokaci wnioskowali o posiedzenie za zamkniętymi drzwiami. Prokuratorzy nie zgodzili się jednak na to, twierdząc, że byłoby to "nieodpowiednie".

Sąd daje sygnał?

Sprawa sprzed 32 lat rozpatrywana będzie po tym, jak w ubiegłym miesiącu sąd apelacyjny odrzucił wniosek adwokatów Polańskiego o jej umorzenie. Sąd podkreślił, że sprawa mogłaby zostać rozwiązana szybciej, gdyby adwokaci Polańskiego przestali się sprzeciwiać jego ekstradycji do USA.

Sędziowie zaapelowali jednocześnie "do wszystkich uczestników tego przewlekłego dramatu, by postawili uczciwość wymiaru sprawiedliwości ponad chęć ukarania jednostki, czy to za jej przewinienia, czy też za ucieczkę".

Jeśli dowody będą przekonujące - napisali sędziowie w opinii z ubiegłego miesiąca - "jesteśmy przekonani, że sąd stanowy mógłby orzec wyrok, który nie skutkowałby dalszym pozbawieniem Polańskiego wolności".

Czy to oznacza, że Polański zgodzi się na ekstradycję? Adwokaci milczą.

Sprawa sprzed 33 lat

Wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zarzuca reżyserowi, że w 1977 roku w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt.

Na wyrok Polański jednak nie zaczekał. Przed zakończeniem postępowania karnego uciekł do Francji. Wiedział, że w USA najprawdopodobniej zostanie skazany na karę długoletniego więzienia.

Było to tym bardziej prawdopodobne, że ugoda sądowa, którą z prokuraturą zawarł Polański, rozsierdziła część opinii publicznej. Uzgodnione kilkadziesiąt dni dozoru wydawały się wyjątkiem tylko dlatego, że Polański jest znanym artystą.

Jako formalny uciekinier Polański żył do 2009 r. Wtedy Szwajcarzy, do których reżyser wielokrotnie zaglądał wcześniej – wybudował nawet dom w Gstaad – postanowili zakończyć ucieczkę Polańskiego. Aresztem.

Zamknięty w domu

Za kratami Polański spędził dwa miesiące. Ponoć zmarniał, ale jednocześnie kończył pracę nad swoim najnowszym filmem. W końcu sąd zgodził się na zwolnienie go za 3,5 mln euro kaucji. Wyszedł 4 grudnia. Dostał specjalną elektroniczną obrożę i trafił do aresztu domowego.

Nie może go opuszczać. Władze Szwajcarii nie protestowały. Ucichło też środowisko artystów – po pierwszych gorących słowach w obronie reżysera przyszła refleksja. Coraz więcej osób zaczęło przypominać, że Polański niewątpliwie wielkim artystą jest, ale za gwałt powinien odpowiedzieć jak każdy inny.

Z obrony Polańskiego zaczęli się też wycofywać politycy, którzy kilka godzin po zatrzymaniu reżysera wystąpili w jego obronie. Zamilkli francuscy ministrowie kultury i spraw zagranicznych. Także szef polskiej dyplomacji, Radosław Sikorski, po pierwszych komentarzach w obronie Polańskiego, wstrzymał się od głosu.

Teraz, aż do zakończenia procedury ekstradycyjnej do USA, Polański będzie musiał siedzieć w swojej willi w Gstaad.

mtom//mat

Źródło: latimes.com, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24