Roman Polański musi przyjechać do USA. Amerykańscy sędziowie odrzucili wniosek jego obrońców o rozpatrywanie umorzenia sprawy reżysera bez jego udziału w rozprawie. Polański, podejrzany o dokonanie w 1977 roku gwałtu na nieletniej, cały czas przebywa w swoim domu w Gstaad. Wniosek USA o jego ekstradycję Szwajcarzy mają rozpatrzyć na początku przyszłego roku.
Obrońcy reżysera domagali się by sąd oddalił sprawę przeciwko ich klientowi ze względu na liczne nadużycia prawne podczas procesu w 1978 roku. Adwokaci domagali się by sędziowie wydali taką decyzję pomimo nieobecności Polańskiego na rozprawie. Sąd uznał, że rozpatrzenie wniosku o umorzenie sprawy wymaga obecności oskarżonego.
- Po poniedziałkowej decyzji sędziów adwokaci reżysera mają dwa wyjścia - informują "Fakty". Po pierwsze mogą w ciągu 15 dni złożyć wniosek do tego samego sądu o ponowne wysłuchanie ich argumentów. Bardziej prawdopodobne jest jednak wyjście numer dwa. Za 30 dni obrońcy Romana Polańskiego będą mogli złożyć apelację od dzisiejszej decyzji do Sądu Najwyższego stanu Kalifornia. Będą mieli na to 10 dni.
Święta w domu, czyli areszcie
Reżyser na dalszy rozwój wypadków czeka od 4 grudnia w areszcie domowym w swojej posiadłości w szwajcarskim Gstaad. Zwolniony został za kaucją w wysokości 4,5 mln franków (3 mln euro). Reżyser nie może opuszczać o żadnej porze swego domu. Oprócz wpłacenia kaucji musiał zdeponować dokumenty tożsamości i podróży, a także poddać się nadzorowi elektronicznemu.
Ścigany
Wymiar sprawiedliwości USA zarzuca Polańskiemu, że w 1977 roku w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt.
Przed zakończeniem postępowania karnego w USA Polański zbiegł do Francji, by uchronić się przed spodziewaną karą więzienia.
Źródło: tvn24.pl, TVN24