Doświadczenie Mikołaja Dowgielewicza, polityczna stabilizacja i dobrze funkcjonująca gospodarka – m.in. te elementy, według "The Economist", mają pomóc Polsce dobrze przewodniczyć Unii Europejskiej przez najbliższe pół roku. Brytyjski tygodnik zauważa też, że rząd ma konkretne plany w związku z nową rolą.
- Pierwszego lipca Polska po raz pierwszy obejmuje przewodnictwo w Unii Europejskiej. Wprawdzie od czasu Traktatu Lizbońskiego, kiedy stworzono instytucję stałego prezesa Rady Europejskiej, rola przewodnictwa zmalała, ale Polacy wyznaczyli sobie kilka celów do osiągnięcia – czytamy w "The Economist".
Stabilizacja i personalia
Według tygodnika w realizacji założeń pomóc ma stabilizacja polityczna. "The Economist" zauważa, że ostatnie sondaże wyborcze dają rządowi Donalda Tuska przewagę. Na obecną władzę głosować chce, według danych pisma, 49 proc. wyborców, a na konkurencyjną partię Jarosława Kaczyńskiego oddać głos zamierza 27 proc. pytanych. Brytyjczycy oceniają, że w tej sytuacji szansa na zmianę ekipy rządzącej jest niewielka.
Zdaniem The Economist także dobrze funkcjonująca gospodarka jest naszym atutem.
Osiągnięcie celów ma być także bardziej realne dzięki personaliom. – Polska prezydencja jest koordynowana przez europejskiego ministra - Mikołaja Dowgielewicza, trzeźwo myślącego dawnego rzecznika przy Komisji Europejskiej. To urzędnik służby cywilnej, a nie zawodowy polityk, co może pomóc premierowi Tuskowi – czytamy.
- To on (Dowgielewicz - red.) dowodzi zastępem młodych administratorów, którzy zjedli zęby na przygotowywaniu Polski do wstąpienia do Wspólnoty – pisze "The Economist".
Tygodnik wymienia także szefa MSZ, Radosława Sikorskiego, który "będzie się dobrze czuł na europejskich salonach" i ministra finansów – Jacka Rostowskiego – który "może opowiedzieć swoim odpowiednikom w Europie, jak Polsce udało się uniknąć recesji w czasie światowego kryzysu".
Czego my chcemy
To wszystko, według "The Economist", ma być sposobem na osiągnięcie celów takich jak zwiększenie budżetu UE na lata 2014-2020 i europejskie bezpieczeństwo. To drugie, jak pisze tygodnik, jest wynikiem naszych relacji z Rosją.
Zdaniem Brytyjczyków będziemy chcieli też zwrócić uwagę na problemy energetyczne i pokazać Europie jak bardzo jesteśmy uzależnieni w tej kwestii od Rosji.
Ponadto, według brytyjskiej analizy, mimo że rozumiemy, iż to świat arabski potrzebuje teraz najwięcej uwagi, będziemy chcieli zwrócić ją na wschodnią część kontynentu – Ukrainę, Białoruś i Mołdawię.
Źródło: "The Economist"