Po "owocnej kampanii" wygrali ci, co mieli wygrać

Aktualizacja:

Wybory na Białorusi nie zaskoczyły opozycji. Lista wybranych deputowanych do izby niższej parlamentu jest całkowicie zgodna z tą prognozowaną przed głosowaniem. Mandaty otrzymali jedynie politycy wspierani przez reżim. Opozycja nie dostała nic. Władze podały, że frekwencja wynosiła 74,3 procent. Wybrano przedstawicieli 109 z 110 okręgów.

Jak poinformowała w nocy z niedzieli na poniedziałek szefowa Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) Lidzija Jarmoszyna, jedyny okręg, w jakim nie wyłoniono deputowanego, to okręg Homelski na wschodzie kraju. Startował w nim tylko jeden kandydat, przedstawiciel teoretycznie niezależnej Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi, który nie otrzymał większości głosów.

Jest jak miało być

Wyniki wyborów nie są zaskoczeniem, bowiem w pełni pokrywają się z listą prorządowych deputowanych, opublikowaną tuż po rozpoczęciu niedzielnego głosowania przez opozycję. "Idziecie na wybory? A lista już jest znana" - napisał na swojej stronie internetowej niezależny tygodnik "Nasza Niwa", zachęcając czytelników, by po głosowaniu porównali jego listę z oficjalnym spisem deputowanych.

Zgodnie z przewidywaniami, w każdym z okręgów wygrał przedstawiciel "akceptowany" przez władze. Jedyny zgrzyt to ów jeden niewybrany deputowany na wschodzie kraju. "Nasza Niwa" odnośnie tego okręgu pisze, że startował w nim wcześniej główny inspektor Administracji Prezydenta w obwodzie homelskim, który jednak został zwolniony ze stanowiska 6 września. Zrezygnował tym samym z ubiegania się o mandat deputowanego, pozostawiając na liście kandydatów tylko reprezentanta teoretycznie niezależnej Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi.

"Cały kraj zamarł w oczekiwaniu: czy większość wyborców "zagłosuje" przeciw niemu? Czy też w izbie zjawi się "niezależny" kandydat?" - ironizowała "Nasza Niwa".

Malowana opozycja

Liberalno-Demokratyczna Partia Białorusi nie miała przedstawicieli w poprzednim składzie parlamentu, ale przez środowiska demokratyczne na Białorusi nie jest uznawana za opozycję. Jest to ugrupowanie ideologicznie zbliżone do Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimira Żyrinowskiego.

- Flirt LDPB z władzami trwa już długi czas. Teraz jest to partia elit biznesowych, którzy współpracują z aparatem państwowym, także nieformalnymi kanałami - powiedział redaktor naczelny społeczno-naukowego pisma "Arche" Waler Bułhakau.

Do parlamentu weszło też trzech przedstawicieli Komunistycznej Partii Białorusi i jeden Partii Agrarnej, którzy w kampanii przedwyborczej popierali politykę prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Jak wynika z informacji opublikowanych w poniedziałek na stronie internetowej Centralnej Komisji Wyborczej, wśród nowych deputowanych są też m.in. przedstawiciele władz lokalnych, wiceminister spraw wewnętrznych i dwóch pracowników KGB.

Druga tura głosowania w okręgu, gdzie w niedzielę nie wybrano deputowanego, ma odbyć się razem z wyborami do rad lokalnych w 2014 roku.

Białoruski zegarek chodzi porządnie

Na Białorusi wybory do Izby Reprezentantów odbywają się według ordynacji większościowej, a więc do parlamentu przechodzą kandydaci, którzy w pierwszej turze zdobędą ponad 50 proc. głosów, a frekwencja wyniesie co najmniej 50 proc. Można głosować na któregoś z kandydatów lub przeciw wszystkim.

W niedzielnych wyborach, które poprzedziło pięciodniowe głosowanie przedterminowe, startowało 293 kandydatów, w tym 46 przedstawicieli opozycji. Przebieg wyborów skrytykowali obserwatorzy OBWE.

- Alaksandr Łukaszenka chciałby, aby polscy obserwatorzy uczyli się od Białorusi demokracji, bo wydaje mu się, że wszystko tu chodzi jak w szwajcarskim zegarku, ale to niestety radziecki zegarek, który chodzi tak, jak chce władza, i wynik wyborów też będzie taki, jak ona chce - mówił obserwator z ramienia Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE, Michał Szczerba (PO), komentując stwierdzenie Łukaszenki, że Polska powinna się uczyć demokracji na Białorusi.

"Owocna kampania"

O skargach i nieprawidłowościach mówiła w poniedziałek także Jarmoszyna, choć zdecydowanie z innej perspektywy. Jarmoszyna powiadomiła, że do CKW wpłynęło dotąd 130 skarg wyborczych i "są to głównie skargi obserwatorów". Komentując ich zachowanie podczas wyborów oceniła, że niektórzy z nich "rozumieją swoją funkcję nie jako kontrolowanie procesu wyborczego, lecz tworzenie prowokacyjnych sytuacji, aby zdyskredytować wybory i doprowadzić do anulowania ich wyników". Oznajmiła, że przykładowo jeden z obserwatorów w Witebsku umówił się z wyborcami, że będą wynosić swoje głosy z lokalu wyborczego i wyniesiono w ten sposób trzy karty do głosowania. - Generalnie kampanię wyborczą można scharakteryzować jako spokojną, mało konfliktową i dość skuteczną. Oraz, oczywiście, owocną - powiedziała Jarmoszyna. Opozycyjnym partiom, które nie dostały się do parlamentu, poradziła, żeby zastanowiły się nad przyszłością. - CKW nie może wysuwać wniosków co do tego, dlaczego na tych wyborach ich przedstawiciele nie zostali wybrani - dodała.

Autor: mk\mtom / Źródło: PAP

Raporty: