Francuski lotniskowiec atomowy "Charles de Gaulle", który od marca wysyła samoloty do nalotów na Libię, wróci do bazy. Francuzi musza wycofać swój okręt, by dokonać napraw. Oznacza to, że u wybrzeży Libii nie będzie żadnego lotniskowca. - Muammar Kaddafi nie powinien spodziewać się wytchnienia - zapewnił jednak minister obrony Francji Gerard Longuet.
Francuska marynarka wojenna oświadczyła, że okręt wróci do bazy w Tulonie w przyszłym tygodniu. Obecnie spędza ostatnie dni u wybrzeży Libii. Przypłynął tam 22 marca, gdy rozpoczynała się interwencja międzynarodowa przeciw siłom Kaddafiego.
Przez ponad cztery miesiące kilkanaście myśliwców Rafale startowało z jego pokładów i wykonywało ataki na cele w Libii. Maszyny działające na lotniskowcu odpowiadały za znaczną część wkładu Francji w operacje przeciw Kaddafiemu.
Trudna służba
W czerwcu francuska marynarka wojenna zapowiadała, że wycofa "Charlesa de Gaulla" do bazy na jesieni. Nie podano z jakich powodów przyspieszono powrót jedynego francuskiego atomowego lotniskowca i zarazem największego okrętu w Europie. Wiadomo, że okręt jeszcze przed udaniem się ku wybrzeżom Libii przez kilka miesięcy był u wybrzeży Pakistanu, wspierając żołnierzy NATO w Afganistanie.
Być może zmęczenie załogi i okrętu postępowało szybciej niż zakładano. W przeszłości "Charles de Gaulle" zdobył niechlubną sławę "okrętu usterki", ponieważ bardzo często psuł się i wymagał długotrwałych napraw.
Minister obrony zapewnił, że postój w bazie potrwa kilka tygodni. Zaprzecza temu jednak oświadczenie na stronie internetowej francuskiej marynarki, gdzie napisano o "kilku miesiącach". Przed powrotem lotniskowca do Tulonu, stacjonujące na jego pokładzie Rafale i samoloty kontroli przestrzeni powietrznej E-2C Hawkeye mają przelecieć do bazy na Sycylii, skąd będą kontynuować naloty.
Kurczący się sojusz
Minister Longuet zapewnił, że wycofanie lotniskowca nie osłabi intensywności nalotów na Libię. - Kaddafi nie powinien spodziewać się żadnego wytchnienia - stwierdził Francuz. Brak "Charlsa de Gaulla" niewątpliwie utrudni jednak operacje nad Libią. Samoloty z pokładu okrętu miały zdecydowanie bliżej do Libii niż z baz we Włoszech. Loty z Europy wymagają kosztownych tankowań w powietrzu.
Obecnie w atakach na Libię bierze udział osiem państw NATO. Poza Francją są to USA, Wielka Brytania, Kanada, Belgia, Dania i Włochy. Niedawno z operacja wycofała swoje samoloty Norwegia, tłumacząc się, że jej relatywnie małe lotnictwo nie jest w stanie podołać tak długim operacjom. Przedłużająca się misja, której wyraźnego końca nie widać, rodzi obawy, iż wycofają się z niej kolejne państwa.
Od początku dowodzenia operacją nad Libią przez NATO, samoloty sojuszu wykonały 17566 lotów, z których 6638 zakończyły się atakiem na cel lądowy.
Źródło: Defense News
Źródło zdjęcia głównego: US Navy