Rosyjska dziennikarka Beata Bubiec przypadkowo nagrała Mateusza Piskorskiego, który pojechał na Krym jako jednen z "obserwatorów" referendum. Były poseł Samoobrony wyraźnie przestraszył się uzbrojonych ludzi w hotelu Moskwa. Piskorski przestrzegał towarzyszących mu dziennikarzy przed fotografowaniem mężczyzn w nieoznakowanych mundurach.
Do zajścia doszło w sobotę, dzień przed referendum, w symferopolskim hotelu Moskwa, gdzie rezydują zagraniczni dziennikarze i obserwatorzy. Kilka pięter hotelu zostało zablokowanych przez uzbrojonych ludzi w nieoznakowanych mundurach. Napastnicy grozili zakwaterowanym tam zagranicznym dziennikarzom zniszczeniem kamer. Żołnierze mieli szukać broni.
"A mi pana nie żal"
Rosyjska dziennikarka Beata Bubiec przypadkowo nagrała moment, kiedy podróżujący windą Piskorski i towarzyszący mu dziennikarze natknęli się na uzbrojonych żołnierzy. Piskorski był wyraźnie przestraszony.
- Gdy uzbrojeni ludzie każą "nie fotografować", to tego nie róbcie - przestrzegał dziennikarzy Piskorski. Przedstawiciele mediów nie zareagowali na słowa byłego posła i stwierdzili, że to ich praca.
- Rozumiem, ale ja z wami jadę w windzie i proszę… - kontynuował Piskorski.
- A mi pana nie żal i jeżeli razem z nami pana rozstrzelają w windzie, nie zmartwię się - odparł dziennikarz.
Międzynarodowi "obserwatorzy" na Krymie wychwalają referendum
Piskorski był jednym ze 135 "obserwatorów" z 21 krajów, którzy pojechali do Symferopola, żeby przyglądać się przebiegowi referendum na Krymie. Pojawili się tam na życzenie Rosji, rosyjskich organizacji pozarządowych i krymskich władz. Piskorski poinformował, że reprezentuje pozarządową organizację Europejskie Obserwatorium Demokracji i Wyborów. Prowadził on konferencję "międzynarodowych obserwatorów", w czasie, której zachwalał przebieg referendum na Krymie.
- To, co widzieliśmy dzisiaj na Krymie, w niczym nie różni się od plebiscytu w dowolnym demokratycznym kraju europejskim - mówił podczas konferencji.
Nowa "technologia" zajmowania terytorium
Piskorski to były poseł Samoobrony. Jest dyrektorem Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych, założonego w 2007 r. Jak podał tygodnik "Newsweek", "początki ECAG wiążą się z nazwiskiem Aleksieja Koczetkowa, szefa rosyjskiej organizacji CIS-EMO, która za pieniądze Kremla jeździ po terytorium byłego Związku Radzieckiego i obserwuje wybory". Wielokrotnie opowiadał się on po stronie Moskwy, zarzucając mediom zachodnim brak obiektywizmu.
- Mamy do czynienia z całkowicie nową technologią zajmowania terytorium w sposób faktycznie pokojowy. Na Krymie oddziały wojsk podległych do tej pory Kijowowi masowo przeszły pod rozkazy rządu Autonomicznej Republiki Krymu, bez jednego wystrzału i aktów jakiegokolwiek oporu. (…) Powyższe fakty oznaczają, że w praktyce doszło do powołania siłowych struktur nowego podmiotu państwowego, w oparciu o istniejące zasoby państwa upadłego w wyniku przewrotu dokonanego w Kijowie. Stało się to bez bezpośredniego zaangażowania sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej - pisał przed wyjazdem na portalu geopolityka.org.
Udział polskich polityków "w legitymizowaniu nielegalnych referendów i okupowaniu terytorium Ukrainy" kategorycznie potępił minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Autor: kło/ja / Źródło: Belsat.eu, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: bielsat.tv