Dzień po krwawym zamachu w Lahore, w artykule dla "Wall Street Journal" pakistański prezydent Asif Ali Zardari zapewnił, że Islamabad nie negocjował i będzie negocjował z talibskimi ekstremistami i terrorystami.
Wtorkowy atak, podczas którego zamachowcy napadli na autokar reprezentacji krykietowej Sri Lanki zabijając osiem osób, według Zardariego, "pokazuje kolejny raz, z jakim złem mamy do czynienia" - terroryzmem.
Wojna z nim zaś to dla Pakistanu i nie tylko "walka o życie". - Jeśli przegramy, przegra również reszta świata. Nie możemy pozwolić sobie na niepowodzenie - podkreślił Zardari, którego państwo od kilku lat zmaga się z muzułmańskimi ekstremistami dążącymi do przekształcenia Pakistanu lub jego części w państwo wyznaniowe.
Powstrzymanie talibów to sprawa duchownych
Nierzadko z powodzeniem - w lutym rząd zgodził się, by w dolinie Swat, w której talibowie rok walczyli z armią, panowało prawo koraniczne. Radykałowie odtrąbili sukces, a na Islamabad spadła fala krytyki za ustępstwa wobec wojującego islamu.
Zardari broni jednak decyzji o negocjacjach. Dodatkowo zapewnia, że duchowni, z którymi pakistański rząd utrzymuje kontakt nie są talibami. Podkreślił też, że pakistańskie władze oświadczyły duchownym, iż "to do nich należy powstrzymywanie i neutralizowanie talibów i innych rebeliantów".
Rząd się nie ugnie
Prezydent zaznaczył też, że rząd w Islamabadzie nie zaakceptuje zamknięcia żadnej szkoły dla dziewcząt tak, jak czynili to w zeszłym roku bojownicy talibscy w dolinie Swat. Podkreślił że rząd kładzie nacisk na to, aby "wykształcenie młodych kobiet było obowiązkowe".
Odnosząc się do problemów systemowych Pakistanu, Zardari napisał, że "przejściowa demokracja w Pakistanie wciąż się odbudowuje po latach dyktatury", a "jedną z głównych instytucji, które muszą zostać przywrócone jest niezawisłe sądownictwo".
Źródło: PAP