Ocalona z zamachu w Bostonie szuka swojego "anioła stróża"


Roseann Sdoia, która przeżyła zamach podczas bostońskiego maratonu, poszukuje swojego "anioła stróża". Mężczyzna bez chwili wahania pomógł jej, gdy straciła w wybuchu nogę. - Gdyby nie on i jego szybka reakcja, zginęłabym - mówi telewizji ABC.

Roseann Sdoia w drugim wybuchu, do którego doszło na maratonie, straciła prawą nogę. - Spojrzałam w dół i zobaczyłam kałużę krwi. Wiedziałam, że nie jest dobrze - opowiada kobieta, która chodziła kibicować uczestnikom maratonu od 15 lat. Jak mówi, po eksplozji tłum ogarnęła panika. Jej jednak pospieszył na pomoc nieznajomy mężczyzna. - Podniósł mnie i odciągnął na środek ulicy. Zdjął pasek i zrobił opaskę uciskową na mojej nodze. Mówiłam mu, że nie mogę wstać, że nie mam nogi - opowiada Sdoia.

Szuka młodego mężczyzny

Jak dodaje, nie wie, kim był mężczyzna. Opisuje go jako dwudziestokilkulatka o ciemnych włosach, ubranego w granatową koszulę i niebieskie dżinsy. Kobieta jest przekonana, że gdyby nie pomoc mężczyzny, wykrwawiłaby się na miejscu. Nazywa go swoim "aniołem stróżem". - Gdyby nie on, umarłabym - mówi.

Jak przyznaje, niełatwo było jej się pogodzić z kalectwem. - Chciałam się poddać, nie chciałam tak żyć. Ale muszę tu być ze względu na rodzinę, na przyjaciół, muszę iść dalej. Nie mogę oglądać się za siebie - dodaje.

Autor: jk//bgr / Źródło: ABC News

Raporty: