Obama pod ostrzałem za redukcję armii

Aktualizacja:
 
Plany redukcji wojsk nie podobają się republikanomu.s. army

Zapowiedziane przez prezydenta Baracka Obamę redukcje liczebności armii w związku ze znacznymi cięciami wydatków na zbrojenia wymuszonymi sytuacją budżetową zdecydowanie nie podobają się republikanom i kołom konserwatywnym. To osłabianie przywództwa USA - ostrzegają przeciwnicy pomysłu.

Obama ogłosił w czwartek nową strategię wojskową USA, zgodnie z którą położy się większy nacisk na obronę przed zagrożeniami z Azji i Bliskiego Wschodu i zmniejszy liczbę żołnierzy amerykańskich w Europie.

Brzezinski: Nie bardzo rozumiem

Zdaniem byłego podsekretarza stanu w Pentagonie za rządów prezydenta George'a W.Busha, Iana Brzezinskiego, zapowiedź redukcji wojsk w Europie stwarza powody do niepokoju.

- Nie bardzo rozumiem uzasadnień tej strategii. Chiny nie stanowią i długo jeszcze nie będą stanowić takiego zagrożenia, jak ZSRR w okresie zimnej wojny. Administracja będzie musiała to gruntowanie wyjaśnić Europejczykom i zapewnić ich, że Ameryka wciąż oddana jest sprawie obrony ich kontynentu - powiedział Brzezinski PAP.

- Redukując wojska w Europie, osłabiamy m.in. zdolność współpracy naszych wojsk z armiami europejskimi. Kto na przykład będzie prowadził szkolenia polowe w Polsce? Obecność militarną USA w Europie jest poza tym zgodna z naszymi interesami bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie - dodał Brzeziński, związany dziś z Radą Atlantycką USA (ACUS) w Waszyngtonie.

Nie bardzo rozumiem uzasadnień tej strategii. Chiny nie stanowią i długo jeszcze nie będą stanowić takiego zagrożenia, jak ZSRR w okresie zimnej wojny. Administracja będzie musiała to gruntowanie wyjaśnić Europejczykom i zapewnić ich, że Ameryka wciąż oddana jest sprawie obrony ich kontynentu. Zbigniew Brzeziński

80 tys. żołnierzy mniej

Szef Pentagonu Leon Panetta poinformował, że wojska lądowe będą zmniejszone z obecnych 570 000 żołnierzy do 490 000 żołnierzy. Z innych doniesień wynika, że z Europy Waszyngton zamierza wycofać jedną lub dwie brygady, w sumie około 2-3 tys. wojsk. Planuje się też w większym stopniu rozmieszczanie wojsk na zasadzie rotacyjnej, a więc czasowo. Obecnie stacjonują w Europie cztery brygady wojsk lądowych USA.

Mniejsza zdolność przewodzenia światu

Plany administracji potępił republikański przewodniczący Komisji Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów, Howard P. "Buck" McKeon z Kalifornii - stanu, którego gospodarka w dużym stopniu opiera się na przemyśle zbrojeniowym.

Jest to strategia "przewodzenia z zaplecza". Oznacza ona, że zmniejszy się nasza zdolność do przewodzenia światu. (...) Następnym razem, kiedy będziemy musieli podjąć poważną operację wojskową na lądzie, nie będziemy mieli potrzebnych do tego sił, tak jak to się stało w Iraku i Afganistanie. Nasze wojska będą bardziej narażone na ryzyko i poniosą większe straty, aby wykonać zadanie. przewodniczący Komisji Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów, Howard P. ("Buck") McKeon

- Jest to strategia "przewodzenia z zaplecza". Oznacza ona, że zmniejszy się nasza zdolność do przewodzenia światu. (...) Następnym razem, kiedy będziemy musieli podjąć poważną operację wojskową na lądzie, nie będziemy mieli potrzebnych do tego sił, tak jak to się stało w Iraku i Afganistanie. Nasze wojska będą bardziej narażone na ryzyko i poniosą większe straty, aby wykonać zadanie - powiedział kongresmen.

"Pokój nie charakteryzuje naszych czasów"

Do krytyki przyłączył się także piątkowy "Wall Street Journal". Zdaniem prawicowego dziennika, administracja łudzi się, zakładając, że Ameryce nie grozi w najbliższym czasie konieczność prowadzenia kolejnej wojny na lądzie.

"Pokój nie charakteryzuje naszych czasów. (...) Prawdziwe przesłanie do świata (wynikające z ogłoszonej strategii - red.) jest takie, że administracja pragnie zmniejszyć skalę przywództwa Ameryki" - pisze "WSJ" w komentarzu redakcyjnym.

Nie tylko krytyka

Obrońcy administracji podkreślają jednak, że jej strategię podyktowały częściowo ogólne ograniczenia budżetowe i jest ona odpowiedzią na nowe zagrożenia na świecie, jak terroryzm, agresja w internecie i rozprzestrzenianie broni masowego rażenia.

Ekspert z Brookings Institution, Michael O'Hanlon, pisze w piątkowym "Washington Post", że redukcja wojsk i przesunięcie akcentu z Europy na Azję jest w pełni uzasadnione.

"Saddama Husajna już nie ma, Korea Północna ma broń atomową, ale jej siły konwencjonalne osłabły, a Rosja, choć stwarza wiele problemów, to nie dlatego, by stanowiła zagrożenie dla krajów NATO. Destabilizacja na Bliskim Wschodzie i w Azji Południowej, choć kłopotliwa dla interesów amerykańskich, nie będzie raczej znowu wymagała akcji na wielką skalę pod kierownictwem USA" - czytamy w jego artykule.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: u.s. army