Stany Zjednoczone muszą mieć "strategię wyjścia" z Afganistanu - powiedział w wywiadzie dla CBS prezydent USA Barack Obama. Jednocześnie jednak wspominał o wysłaniu tam większej ilości żołnierzy. Obama mówił też o "przebłyskach nadziei" w obecnym kryzysie gospodarczym.
- Nie możemy wyobrażać sobie, że tylko militarne podejście będzie w stanie rozwiązać nasze problemy w Afganistanie. Szukamy tam wszechstronnej strategii. I musi być strategia wyjścia. Musi być poczucie, że nie jest to wieczne zaangażowanie - powiedział amerykański prezydent w wywiadzie w popularnym programie "60 Minutes", emitowanym w niedzielę wieczorem w telewizji CBS.
Jego zdaniem sukces w Afganistanie wymaga położenia nacisku na gospodarczy rozwój tego kraju, wspólnych wysiłków dyplomatycznych z innymi krajami i współpracy z Pakistanem. Prezydent zapowiedział, że wkrótce przedstawi plan dalszych działań swej administracji w Afganistanie.
Przypomniał też, co jest głównym celem obecności USA w Afganistanie. - Upewnienie się, że Al-Kaida nie może atakować amerykańskiej ziemi, amerykańskich interesów i naszych sojuszników, to nasz priorytet - zapewnił. Obiecał też, że era "zaniedbania" tego rejonu się skończyła i obiecał wysłać tam więcej wojsk i sprzętu. W zeszłym miesiącu Obama zarządził wysłanie do Afganistanu 17 tys. nowych żołnierzy.
Nie ma worka bez dna
Mówiąc o kryzysie ekonomicznym Obama podkreślił, że trzeba pomocą z budżetu ratować zagrożone bankructwem banki. - Istnieją pewne instytucje, które są tak duże, że jeśli upadną, pociągną za sobą w dół mnóstwo innych instytucji finansowych - powiedział.
Przyznał jednak, że nie można bez końca powiększać wydatkami rządowymi deficytu budżetowego, gdyż grozi to nadmiernym powiększaniem długu publicznego. - Granicą jest nasza zdolność finansowania tych wydatków przez pożyczanie. Dolar jest jeszcze silny, ponieważ ludzie wciąż kupują nasze obligacje skarbowe. Wciąż uważają, że to najbezpieczniejsza inwestycja. Jeżeli nie zaczniemy jednak zwracać uwagę na prognozy długoterminowego deficytu, w pewnym momencie ludzie przestaną kupować te obligacje skarbowe - dodał.
Końca nie widać
Obama starał się tchnąć nieco optymizmu w rozważania o gospodarce USA, mówiąc, że "są już przebłyski nadziei", iż sytuacja się poprawi. Wspomniał o ostatniej akcji Rezerwy Federalnej (banku centralnego), w wyniku której banki będą mogły nieco obniżyć procenty od kredytów hipotecznych i zmienić umowy o kredytach na korzystniejsze od poprzednich.
- Stwarza to możliwość, że przynajmniej rynek mieszkaniowy przestanie spadać i się ustabilizuje - oświadczył. Nie powiedział jednak kiedy spodziewa się zakończenia recesji.
Prezydent rozumie gniew
Zapytany o sprawę niezasłużonych premii dla menadżerów American International Group (AIG) i 90-proc. opodatkowaniu ich przez Izbę Reprezentantów, prezydent dał do zrozumienia, że nie pochwala tych podatków. - Generalnie, nie chcemy używać kodeksu podatkowego do karania ludzi. Nie można rządzić kierując się gniewem - powiedział.
Przyznał jednak, że rozumie gniew z powodu premii od 100 tysięcy do kilku milionów dolarów dla pracowników AIG -firmy, która stanęła na progu bankructwa wskutek nieodpowiedzialnych, ryzykownych operacji tych samych osób i otrzymała w dodatku pomoc 170 mld dolarów z kieszeni podatnika.
Bronił jednocześnie ministra skarbu Timothy'ego Geithnera, obwinianego o to, że rząd nie zablokował wypłacenia premii. - Tim wykonuje świetną robotę - powiedział prezydent i zaznaczył, że nie ma mowy o jego dymisji. Do zwolnienia Geithnera wezwało prezydenta kilku polityków i komentatorów.
Prowadzący rozmowę dziennikarz zapytał na koniec Obamę, co jest dla niego najtrudniejsze w rządzeniu krajem. - Częste wybieranie między mniejszym a większym złem, kiedy nie ma dobrej opcji - odpowiedział prezydent.
Mówiąc o trudnej sytuacji gospodarki, Obama kilkakrotnie roześmiał się. Kiedy prowadzący wywiad zdziwił się dlaczego się śmieje, prezydent odparł: - To taki wisielczy humor...
Źródło: PAP