Kiedy w maju br. kanadyjski dziennik "The Star" ujawnił istnienie nagrania, na którym burmistrz Toronto Rob Ford pali crack, osobom mającym dostęp do filmu zaczęto grozić śmiercią. Groźby miały pochodzić z otoczenia Forda - ujawniła publiczna telewizja CBC.
Takie kolejne rewelacje w sprawie burmistrza Toronto przekazała CBC w nadanym w piątek wieczorem czasu lokalnego programie "The Fifth Estate". Dziennikarze stacji dotarli do człowieka, który według "The Star" był pośrednikiem w transakcji między właścicielem nagrania a potencjalnym nabywcą. To kolejne informacje dotyczące nagrania, którego istnieniu Ford przez wiele miesięcy zaprzeczał, podobnie jak temu, że nie miał doświadczeń z crackiem. Kilka dni temu policja poinformowała, że odzyskała nagranie, a we wtorek Ford przyznał, że rok temu, czyli już podczas pełnienia urzędu, palił crack w trakcie jednego z "upojeń alkoholowych". Sam Ford domagał się pokazania nagrania wszystkim zainteresowanym, obecnie oczekiwana jest decyzja sędziego w sprawie udostępniania filmu.
Pośrednik w nieudanej sprzedaży nagrania Mohammed Farah, z którym rozmawiała dziennikarka "The Fifth Estate", jest pracownikiem socjalnym. To właśnie do niego zwrócił się w styczniu br. jeden z dilerów narkotykowych i nielegalnej broni z prośbą, by poszukał nabywcy na nagranie. Doszło do pierwszego kontaktu z dziennikarzami "The Star" i amerykańskiego portalu Gawker. Torontoński dziennik ostatecznie nie kupił nagrania, a Gawker rozpoczął zbiórkę 200 tys. dolarów na ten cel.
Dzwonili w imieniu burmistrza?
Jak opisywał Farah, po publikacji "The Star" na temat filmu, w okolicy jego domu zaczęli pojawiać się ludzie ze środowisk przestępczych z - jak to określił - "walizkami pieniędzy". Później zaczęły się telefony od osób przedstawiających się jako byli wojskowi lub policjanci, grożących, że jeśli nie uzyskają nagrania, jego właściciel zostanie aresztowany, a może po prostu zabity. Według Faraha twierdzili oni, że dzwonią w imieniu biura burmistrza lub jego własnym. Jednak po artykule w "The Star" właściciel nagrania, który pieniądze z jego sprzedaży chciał przeznaczyć na swój ślub, zniknął. Został później aresztowany podczas jednej z policyjnych operacji, rzekomo wymierzonych w jeden z gangów handlujących nielegalną bronią. Jednak po przeprowadzonych wówczas aresztowaniach dziennikarze zarejestrowali wypowiedzi okolicznych mieszkańców, którzy twierdzili, że akcja miała związek z Fordem. Szef policji nigdy nie potwierdził, że tak właśnie było, ale też takiej wersji zdarzeń nie zdementował. Rozmówca "The Fifth Estate" powiedział, że choć sam nigdy nie widział Forda zażywającego narkotyki, to w jego dzielnicy krążyło wiele takich opowieści. Burmistrz był też widywany w pobliżu domu znanego jako miejsce, gdzie można kupić crack. Kilka godzin przed emisją "The Fifth Estate" wiceburmistrz Toronto Norm Kelly poinformował, że Ford gotów jest na pewien czas zawiesić pełnienie obowiązków. Wcześniej burmistrz wielokrotnie powtarzał, że nie zamierza ustąpić. Również radny Toronto Doug Ford niespodziewanie oświadczył w piątek, że jego brat potrzebuje kilkutygodniowego odpoczynku.
Koniec kariery?
Prawnik burmistrza dodał, że jego klient rozważa leczenie. Nie wiadomo, jakiego problemu miałaby dotyczyć terapia, jednak z ujawnionych dotychczas materiałów i informacji wynika, że burmistrz Toronto może mieć poważny problem z uzależnieniem od alkoholu, a według niektórych - także od narkotyków.
Także w piątek pojawiła się informacja, że z anteny jednej z lokalnych rozgłośni zniknie talk-show od prawie dwóch lat prowadzony wspólnie przez burmistrza i jego brata. Jeszcze tego samego dnia Ford, wychodząc z ratusza, powiedział reporterom, że musi zająć się "bardzo poważnym problemem osobistym". Reputacja Forda dodatkowo ucierpiała w czwartek, gdy "The Star" ujawnił nagranie, na którym pijany Ford wulgarnie przeklina i grozi komuś śmiercią. Rośnie więc presja, by zrzekł się urzędu lub przynajmniej odsunął się od pełnienia obowiązków.
Autor: kg//gak / Źródło: PAP