Piloci schodzącego do lądowania na Bali Boeinga 737 nie widzieli pasa, ale pomimo tego zeszli na bardzo małą wysokość. Gdy kapitan zdecydował się przerwać manewr i odejść na drugi krąg, było już za późno. Sekundę po tej decyzji maszyna wpadła do wody. Takie informacje podali indonezyjscy śledczy w wstępnym raporcie na temat wypadku z 13 kwietnia.
Boeing 737 linii Lion Air rozbił się podczas próby lądowania na lotnisku w Denpasar na indonezyjskiej wyspie Bali. Maszyna uderzyła w wodę kilkaset metrów przed początkiem pasa i znieruchomiał tuż przy brzegu. Wodowanie było na tyle szczęśliwe, że nikt z 108 osób na pokładzie nie zginął. Tylko kilka osób zostało poważniej rannych.
Za późna decyzja
W środę indonezyjscy śledczy opublikowali wstępny raport dotyczący wypadku. W znacznej części pokrywa się on z informacjami, które wyciekły do mediów tuż po katastrofie, ale kładzie znacznie większy nacisk na błędy i nieprawidłowe zachowanie załogi. Podczas podchodzenia do lądowania maszyna początkowo była kontrolowana przez drugiego pilota, 24-latka z relatywnie niskim nalotem wynoszącym 1,2 tysiąca godzin. Manewr nadzorował kapitan, 48-latek z uprawnieniami instruktora i 15 tysiącami godzin w powietrzu. Kiedy maszyna znajdowała się kilkanaście kilometrów od lotniska i na wysokości 300 metrów, młodszy pilot stwierdził, że nie widzi pasa z powodu ciężkich chmur burzowych. 37-sekund później, już na wysokości około 200 metrów, system EGPWS ostrzegł przed zbliżaniem się do minimalnej wysokości decyzji, kiedy trzeba się zdecydować, czy lądować, czy nie. W tym momencie wyłączono autopilota, ale kontynuowano zniżanie. Na wysokości 50 metrów kapitan przejął stery, a drugi pilot po raz kolejny stwierdził, że nie widzi pasa. Osiem sekund później EGPWS ostrzegł, że maszyna znajduje się na wysokości poniżej 10 metrów. Kapitan natychmiast wydał komendę "odejście na drugi krąg", ale było już za późno. Sekundę później samolot uderzył w wodę.
Bolesne oskarżenia
Indonezyjscy śledczy na postawie wstępnego raportu zalecili liniom Lion Air, aby natychmiast wprowadziły zmiany w procedurach i wzmocniło zasady bezpieczeństwa w kluczowych fazach lotu. Skrytykowano też to, że drugi pilot tak długo pozostawał za sterami, pomimo trudnych warunków pogodowych. Swoje niezadowolenie z rekomendacji śledczych wyraził właściciel linii Lion Air, Rusdi Kirana. - Nie boimy się przyznać do błędów popełnionych przez naszych pilotów, ale nie zgadzamy się na ich obwinianie bez dowodów - stwierdził szef jednej z najszybciej rozwijających się linii lotniczych na świecie. - Ważne jest, aby nie stwarzać fałszywego wrażenia, iż nie przestrzegamy odpowiednich procedur - dodał. Kirana ma powody do obaw, ponieważ jego linie mają poważne problemy z normami bezpieczeństwa. Lion Air są na "czarnej liście" UE i nie mają prawa latać do Wspólnoty, pomimo tego, że mają bardzo młodą flotę i masowo kupują nowoczesne samoloty od Airbusa oraz Boeinga.
Autor: mk//bgr / Źródło: Aviation Herald, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Indonezyjska Policja