Republikanie, demokraci i… no właśnie – jest jeszcze jedno ugrupowanie, bez którego amerykańska scena polityczna byłaby niepełna. I ostatnio jest o nim coraz głośniej. To libertarianie, którzy chcą zalegalizować… wszystko, a na ich konwencjach bywa naprawdę ciekawie. Co potwierdzają prowadzący program "24 godziny" w TVN24 BiS.
Ostatnio w trakcie konwencji partii na Florydzie jeden z jej polityków publicznie się rozebrał i zatańczył. Humorystyczne podejście do tematu polityki nie oznacza jednak, że inicjatywa nie jest poważna. Bo libertarianie mogą w tym roku namieszać.
Mniej państwa, więcej wolności
Libertarianie, czyli tzw. trzecia partia w USA, chcą, najprościej rzecz ujmując, jak najmniej państwa w państwie. Chcą zupełnego zakończenia zjawiska państwa opiekuńczego - w tym np. szkolnictwa wyższego, podatku dochodowego, fiskusa.
Chcą za to legalizacji marihuany, pornografii, prostytucji i poligamii. Są zwolennikami prawa do aborcji i pełnej wolności słowa. Wynika to z przekonania o tym, że człowiek jest samodzielny i sam powinien decydować o swoim życiu.
Poglądy te całkiem się Amerykanom podobają. Partia zarejestrowała się już w 30 stanach, a zapowiada, że uda jej się to w 50. Kandydatem libertarian ma być Gary Johnson, gubernator Nowego Meksyku. W sondażach cieszy się poparciem 10-11 procent, co jak na kandydata nie wywodzącego się z demokratów albo republikanów, jest dobrym wynikiem.
Autor: mw\mtom / Źródło: tvn24