Patrolowanie i monitoring wód? - Tak. Eskorta dla jednostek pływających? - Tak. Ale NATO nie zamierza angażować się w żadne operacje wojskowe u wybrzeży Afryki, by zwalczać piractwo. - Ten kontynent nadal ma wiele problemów, jestem jednak silnie przekonany, że to Afrykańczycy powinni znaleźć rozwiązanie tych problemów, nie inni - mówił szef Sojuszu Jaap de Hoop Scheffer.
W obliczu rosnącego zagrożenia piractwem, szczególnie na wodach okalających wschodnie wybrzeże afrykańskie, NATO niejednokrotnie wzywane było w ostatnim czasie do działania. Tym razem Scheffer odpowiadał na wezwanie ministra obrony leżącej w zachodniej Afryce Ghany o zacieśnienie współpracy z afrykańskimi instytucjami. Wcześniej, do drzwi Sojuszu pukała Rosja. Jej ambasador mówił w środę o konieczności przeprowadzenia wspólnych - z NATO i Unią Europejską - operacji, wymierzonych w bazy piratów w Somalii.
Nie militarnie, a technicznie
Pochłonięty wojną w Afganistanie Sojusz oferuje pomoc w szkoleniach czy monitoringu. - Myślę, że NATO mogłoby być użyteczne, na przykład poprzez zintensyfikowanie treningów dla sił rezerwowych Unii Afrykańskiej - mówił Scheffer.
Ale ghański minister obrony poprosił o więcej. - Musimy działać razem, żeby zmierzyć się z tymi wyzwaniami [piractwem, praniem pieniędzy - red.] poprzez dzielenie się informacjami wywiadowczymi i wiadomościami (...) - powiedział Albert Kan-Dapaah. - Musimy szukać globalnych rozwiązań na problemy o globalnym wymiarze i musimy rozwinąć solidny [system - red.] konsultacji i mechanizmy.
Historyczne uprowadzenie pod nosem NATO
W sobotę u wybrzeży Somalii doszło do największego w historii uprowadzenia jednostki pływającej - tankowca o wielkości trzech lotniskowców z ładunkiem ropy wartym 100 mln dolarów. Na pokładzie znajdowała się 25-osobowa załoga, w tym dwóch Polaków. Teraz piraci żądają 25 mln okupu.
Tymczasem, nie dalej jak w ubiegłym miesiącu NATO wysłało własne jednostki właśnie na wody u wybrzeży Somalii, uznawane obecnie za najniebezpieczniejsze na świecie. Mają eskortować statki z pomocą humanitarną i patrolować wody w poszukiwaniu piratów.
Sojusz ma zrzec się tej roli na rzecz Unii Europejskiej już w grudniu.
Pierwsza firma zmienia kurs
A.P. Moller-Maersk, jedna z największych na świecie firm transportowych, zdecydowała zmienić trasy właśnie ze względu na piractwo. - Statki, które nie mogą rozwinąć właściwej prędkości bądź bez wolnej burty będą tymczasowo omijały Zatokę Adeńską i szukały alternatywnych dróg na południe od Przylądka Dobrej Nadziei i wschód od Madagaskaru - czytamy w oświadczeniu firmy.
Źródło: Reuters