NATO będzie miało nie tylko nowego sekretarza generalnego. W najbliższych miesiącach sojusz militarny Zachodu czekają radykalne decyzje w reakcji na rosyjską agresję na Ukrainie i wycofanie misji ISAF z Afganistanu. Kulminacją powinien być wrześniowy szczyt w Walii, ale jego agenda właśnie się załamała. Wypracowanie nowej zaczyna się już w tym tygodniu. Analiza dziennikarza TVN24 Marka Świerczyńskiego.
Jens Stoltenberg został wyznaczony właśnie na nowego Sekretarza Generalnego NATO. Ten 55-letni były socjaldemokratyczny premier Norwegii sprawia tak samo sympatyczne wrażenie jak ten, którego od października zastąpi. Tak samo jak Duńczyk Anders Fogh Rasmussen jest przedstawicielem młodego, nowoczesnego pokolenia polityków europejskich, niezwykle sprawnych w komunikacji, wykorzystujących media społecznościowe, bezpośrednio rozmawiających z wyborcami lub odbiorcami, po prostu cool.
Obaj panowie nawet są do siebie dość podobni z wyglądu. Tyle że NATO, któremu Norweg będzie przewodzić jako Sekretarz Generalny i Przewodniczący Rady Północnoatlantyckiej, znalazło się w kompletnie nowej sytuacji, najtrudniejszej w jego historii. Najtrudniejszej, bo w przeciwieństwie do agresji na terytorium krajów członkowskich NATO nie ma precyzyjnego planu działania w sytuacji inwazji na terytorium sąsiada nie objętego gwarancjami kolektywnej obrony. Taki plan, już zresztą budowany (a także jego realizacja) będą najważniejszymi zadaniami Norwega.
Kubeł zimnej wody
Organizowany co dwa lata szczyt NATO miał się w tym roku koncentrować na dawno ustalonych problemach - redefinicji głównych zadań Sojuszu po zakończeniu misji ISAF w Afganistanie i potwierdzeniu determinacji w dozbrojeniu Europy Zachodniej, która po zimnej wojnie zdyskontowała "pokojową dywidendę" w taki sposób, że praktycznie się rozbroiła. NATO, naciskane przez Amerykanów, od lat zauważa ten problem i od lat ustami sekretarza generalnego apeluje o rozsądek, jednak bez wielkich skutków. Na ile może, samo próbuje wypełniać luki po europejskiej stronie Sojuszu: w rozpoznaniu, transporcie strategicznym, technologii antyrakietowej. Ale NATO nie uruchomi własnej eskadry nowoczesnych samolotów bojowych czy brygady kawalerii pancernej - to muszą wziąć na siebie kraje członkowskie.
W uroczej scenerii zamienionego na luksusowy hotel zamku w południowej Walii liderzy 28 krajów mieli usłyszeć ponowne wezwanie do zahamowania rozbrojenia i skupienia się na "podstawowych zadaniach" aliansu militarnego - czyli obronie swego terytorium.
Władimir Putin przypomniał o tym nieproszony, a jego działania na Krymie były jak kubeł zimnej wody. Wbrew powtarzanym przez dekadę twierdzeniom, wojna w Europie znów okazała się możliwa. Wojna, która na razie nie dotyczy bezpośrednio NATO, ale bezpośrednio mu zagraża. Mniejszości rosyjskie na Łotwie i w Estonii - krajach członkowskich NATO od 2004 roku - mogą być kolejnymi, których zbrojną inkorporację postanowi Putin, a na inwazję narażona jest Mołdawia, kraj sympatyzujący z NATO i bezpośrednio sąsiadujący z krajem członkowskim - Rumunią. Jeśli sierpniowa wojna w Gruzji z 2008 była - jak pisał Ronald Asmus - "małą wojną, która wstrząsnęła światem", to operacja rosyjska na Krymie i wokół Wschodniej Ukrainy była już wojną całkiem dużą i wywołała geopolityczne trzęsienie ziemi, po którym wydano ostrzeżenie o tsunami. W tym momencie pisane miesiącami dokumenty na szczyt NATO można wyrzucić do kosza.
Potrzeba długofalowej strategii
Redefinicja zadań NATO będzie musiała polegać przede wszystkim na odpowiedzi na agresywne zachowanie oficjalnego strategicznego partnera, który wg słów obecnego sekretarza generalnego "zachowuje się coraz bardziej jak przeciwnik". W pilnym trybie NATO podjęło już kilka decyzji wojskowych, politycznie wciąż licząc na dyplomatyczne rozwiązanie sytuacji. Ruchy militarne póki co są symboliczne, ale eksperci i wojskowi już myślą o bardziej konkretnych krokach, mających umocnić wschodnią flankę sojuszu. Mowa jest o przesunięciu np. do Polski niektórych jednostek amerykańskich w Europie, przebazowaniu części sił lotniczych, stałych patrolach samolotów wczesnego ostrzegania.
NATO potrzebuje jednak długofalowej strategii, która konfliktu w Europie, a zwłaszcza wojny z Rosją w ogóle nie przewidywała po zimnej wojnie. NATO było przeznaczone do takiej wojny, która nie miała prawa się wydarzyć bez zagłady znacznej części ludzkości, natomiast w ogóle nie było przygotowane na ograniczony konflikt lokalny o małej intensywności. Stąd nie tylko w naszej części Europy pojawiają się głosy o konieczności doprecyzowania art.5 Traktatu Waszyngtońskiego, który wcale nie zawiera obligacji do zbrojnej odpowiedzi na agresję oraz uzupełnienia traktatu o przepis dotyczący ograniczonego konfliktu w bezpośrednim sąsiedztwie sojuszu. Obecnie NATO może być prawnie bezradne - wojny zacząć nie może, a siedzieć bezczynnie nie powinno. To strategiczna pułapka w jakiej znalazł się Sojusz. Niestety, nie jedyna.
Co z Europą Wschodnią?
Drugą jest zupełne nieprzygotowanie do szybkiego działania na arenie Europy Wschodniej. Dodajmy, działania ograniczonego - czyli nie polegającego na zmasowanych ofensywach wojsk pancernych i taktycznych bombardowaniach nuklearnych. Aby skutecznie odpowiedzieć na ewentualną rosyjską agresję NATO - i siły jego wschodnioeuropejskich krajów członkowskich - muszą posiadać zdolność powstrzymania błyskawicznych, precyzyjnych rosyjskich manewrów i uderzeń, a także posiadać arsenał odstraszania, którego użycie sprawi że koszt ewentualnej interwencji rosyjskiej będzie zbyt wysoki.
Tymczasem dostęp do bałtyckiego teatru działań wojskowych jest dramatycznie ograniczony: natowskie floty nie traktowały dotąd Morza Bałtyckiego jako obszaru wartego obrony - nawet w czasach zimnej wojny Bałtyk uznawano za stracony. Najważniejszy wojskowo - poza Niemcami - zachodni kraj nad Bałtykiem, Szwecja, nie jest członkiem Sojuszu, a polska marynarka wojenna nie stanowi istotnego potencjału w starciu z Flotą Bałtycką Federacji Rosyjskiej. Dodatkowo, zajęcie Gotlandii i rozmieszczenie tam przez Rosję swoich nowoczesnych rakiet przeciwlotniczych S-400, mogłoby całkowicie zamknąć dostęp do Bałtyku dla NATO-wskiego lotnictwa. Gdy chodzi o odstraszanie jest jeszcze gorzej: NATO w Europie nie ma w ogóle ekwiwalentu dla taktycznych rakiet balistycznych Iskander - nie ma też praktycznie jak się przed nimi obronić - a wschodnioeuropejskie kraje sojuszu nie posiadają broni lotniczej dalekiego zasięgu (Polska dopiero negocjuje z USA zakup pocisków skrzydlatych klasy stand-off JASSM dla swoich F-16). Sama różnica sił mówi wiele - o ile globalnie NATO góruje nad Rosją w stosunku 8:1, o tyle we Wschodniej Europie bilans ten to 3:1 na korzyść Rosji.
A Polska?
Prezydent USA zapowiedział już przegląd planów ewentualnościowych dla Polski i krajów nadbałtyckich, co powinno zaowocować załataniem największych luk w zdolności do kolektywnej obrony. NATO musi jednak zrewidować nie tylko swoje plany obronne, ale również politykę - by nie zostać zaskoczonym błyskawicznymi ruchami Moskwy. Jens Stoltenberg pochodzi z kraju, który był w NATO frontowym - choć na północy a nie wschodzie - i dysponuje nieliczną, ale świetnie wyposażoną i regularnie ćwiczącą armią (np. fregaty rakietowe klasy AEGIS, ponad 50 samolotów F-16, systemy rakietowe). Norweskie siły powietrzne regularnie przechwytywały rosyjskie samoloty operujące znad Oceanu Arktycznego, Norwegia jest też kluczowa dla operacji morskich NATO. Jest to też jedyny kraj Zachodniej Europy bezpośrednio graniczący z Federacją Rosyjską - na prawie 200 kilometrowym odcinku na samej północy Skandynawii, toczył nawet z Rosją spór graniczny zakończony porozumieniem dopiero w 2010 roku.
Zamożna Norwegia jest liderem NATO w wydatkach obronnych per capita, a wydatki na modernizację wojska to ponad 20 proc. budżetu obronnego. Jens Stoltenberg powinien wyeksportować politykę obronną swego kraju do kontynentalnej Europy, pole działania ma jednak ograniczone. Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej, co sprawia że możliwości nacisku na Niemcy - kluczowe dla rozwiązania obecnego kryzysu - nie są duże. Według nieoficjalnych informacji po tygodniach wahań również Niemcy będą uczestniczyć we wzmocnieniu operacji NATO Air Policing w krajach nadbałtyckich i ćwiczeniach morskich na Bałtyku. Dla zmiany polityki NATO trzeba jednak dużo więcej. Najbliższe spotkanie Sojuszu na szczeblu ministrów spraw zagranicznych już we wtorek i środę.
Autor: Marek Świerczyński, TVN24 / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kjetil Ree/nato.int