Amerykańskie wojsko jest zażenowane efektami działalności Polaków w afgańskiej prowincji Ghazni, pisze amerykański "Time". - Praktycznie trzeba tu zaczynać od początku - mówi magazynowi amerykański wojskowy. Polacy mają wykazywać się zbyt małą inicjatywą, obawiać się walki z powodu możliwości procesu w kraju i posiadać za mały potencjał.
Według magazynu "Time", Amerykanie zorientowali się o powadze sytuacji w Ghazni po wysłaniu tam na pomoc Polakom jednego batalionu US Army w lecie 2009 roku. Żołnierze sojusznika mieli być "zakłopotani" i "zażenowani" tym, co zobaczyli. Najbardziej uderzyło ich to, że na terenach, które wojsko USA spacyfikowało przed przekazaniem Polakom kontroli w 2008 roku, ponownie władzę objęli talibowie.
Amerykanie twierdzą, że przy pomocy 600 żołnierzy po ośmiu miesiącach ciężkich walk zdołali osiągnąć w Ghazni relatywną stabilizację i spokój. Ponadto mieli mieć też bardzo dobre stosunki z miejscowymi władzami. Po przekazaniu odpowiedzialności za ten sam obszar 2600 Polakom, sytuacja miała się znacznie pogorszyć. Zdaniem Amerykanów, Polacy nie potrafią prowadzić polityki "kija i marchewki", która jest niezbędna w Afganistanie, aby konsolidować zyski.
- To wyglądało tak, jakby Polacy czekali, aż wrócimy i uwolnimy ich z baz, aby później mogli zebrać pochwały - twierdzi anonimowy oficer US Army w rozmowie z "Time". Amerykański magazyn zaznacza, że nie tylko Polacy są krytykowani przez amerykańskich wojskowych, ale przypadek polskiego kontyngentu jest modelowy dla wszystkich sojuszników z NATO.
- Polacy nic dla nas nie zrobili - mówi z kolei szef policji w dystrykcie Deh Yak, na północy Ghazni. - Z każdym dniem było coraz gorzej, aż do momentu jak wrócili Amerykanie - dodaje Afgańczyk.
Słabość Polaków
Zdaniem oficera US Army, Polacy popełnili wiele błędów w Ghazni. - Naszą porażką było zostawienie ich tam samych - twierdzi rozmówca "Time". - Teraz trzeba w Ghazni zaczynać praktycznie od początku - dodaje i wyjaśnia, że nie można było się spodziewać niczego innego, biorąc pod uwagę możliwości Polaków.
Według gazety, stan bezpieczeństwa w prowincji nigdy nie był gorszy. Wiele dystryktów jest de facto pod kontrolą rebeliantów, seria programów rekonstrukcyjnych utknęła w martwym punkcie, a amerykańskie inicjatywy mające poprawić bezpieczeństwo zostały zarzucone. Problemy pogłębiły intensywne walki w sąsiednich prowincjach, przez które wielu partyzantów przeniosło się do relatywnie spokojnej Ghazni.
Zdaniem oficerów, z którymi rozmawiał "Times", Ghazni jest strategicznie ważna, z powodu przebiegającej przez prowincję drogi Kabul - Kandahar i problemy Polaków istotnie wypływają na sytuację w całym kraju. - Od jednej z najspokojniejszych prowincji w 2008 roku Ghazni przekształciło się w jedną z najgorszych - mówi oficer.
Za mało wszystkiego
Rozmówcy magazynu wymieniają szereg rzeczy, które Polacy powinni robić lepiej. Kluczowym problemem ma być anachroniczny sposób prowadzenia wojny nie przystający do działań antypartyzanckich. - Oficerowie średniego i niskiego szczebla muszą potrafić wykazać inicjatywę na polu walki - mówi oficer US Army dodając, że Polacy są pod ograniczającą ich kontrolą przełożonych siedzących w bazach.
Niedostateczna liczba patroli spowodowała, że drogi w prowincji są usiane pułapkami. Amerykanin twierdzi, że polscy żołnierze za dużo czasu spędzają w ufortyfikowanych bazach. - Polacy za mało walczą - twierdzą rozmówcy "Time'a". Problemem ma być też po prostu zbyt mała liczebność Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie i braki sprzętowe.
Problemem jest też strach Polaków przed strzelaniem. Zdaniem Amerykanów, Polacy zbytnio obawiają się dotkliwych kar i procesów po powrocie do kraju. Ma to skutecznie zabijać zdolność polskich żołnierzy do odpowiadania na nagłe ataki rebeliantów.
Sytuację pogarsza sześciomiesięczna rotacja polskiego kontyngentu, utrudniająca prowadzenie długotrwałych działań. Ponadto słabość logistyczna czyni Polaków zależnych od amerykańskiej pomocy.
Jest źle
Oficerowie US Army wspominają też poważną gafę Polaków podczas uroczystości przekazania kontroli w Ghazni. Nad zebranym tłumem, w którym było wielu starszych Afgańczyków, przeleciały śmigłowce Mi-24 Hind. Za pomocą tych samych maszyn Rosjanie terroryzowali afgańską prowincję podczas wojny w latach 1979-89. - Twarze wielu starszych Afgańczyków stały się białe z przerażenia - wspomina oficer US Army.
Nie ten moment
Oficerowie US Army w rozmowie z "Time" zaznaczają jednak, że nie można całej winy składać na barki Polaków w Afganistanie. - Wielu polskich żołnierzy wykazuje się odwagą pod ogniem wroga i zaangażowaniem - cytuje "Time" Amerykanów.
Magazyn zaznacza, że polskie wojsko dopiero niedawno zostało sprofesjonalizowane i wiele mu brakuje do standardu reprezentowanego przez US Army. Także sami talibowie rosną w siłę i polski kontyngent ma zdecydowanie za małe możliwości jak na potrzeby Ghazni.
- Teraz nie jest dobry czas, ani Ghazni nie jest dobrym miejscem, aby uczyć się prowadzenia działań antypartyzanckich - konkludują rozmówcy gazety "Times".
Źródło: "Time"
Źródło zdjęcia głównego: ISAF