NASA "zbombardowała" Księżyc

Aktualizacja:
Jerzy Rafalski, astronom z Planetarium w Toruniu
Jerzy Rafalski, astronom z Planetarium w Toruniu
TVN24, NASA
Jerzy Rafalski, astronom z Planetarium w ToruniuTVN24, NASA

Gdyby ktoś leciał kosmicznym promem z Marsa na Ziemię, dolatując w okolicę naszej planety o godzinie 13.30 mógłby wpaść w niemałą panikę. Oto bowiem wtedy NASA postanowiła "ostrzelać" Księżyc. Gdyby kosmiczny turysta spytał jednak przez radio, co się dzieje, usłyszałby zapewne: wszystko pod kontrolą, my tylko szukamy wody.

I choć nikt jeszcze nie lata na trasie Ziemia-Mars, to kosmiczne kontrolowane zderzenia są faktem.

W piątek o godz. 13.30 pędząca z prędkością ok. 9012 km/h rakieta Atlas V Centaur uderzyła w krater Cabeus znajdujący się w pobliżu południowego bieguna Księżyca. Oddzielenie górnego członu tej rakiety od sondy LCROSS nastąpiło jeszcze 8 października o godzinie 17.50. Po tej operacji sonda odwróciła się o 180 stopni, aby nakierować swoje przyrządy naukowe na rakietę.

Skomplikowana operacja

Podczas całej operacji sonda przesyłała dane z prędkością 1,5 Mbps do centrum operacyjnego misji NASA Ames. Pośrednikiem w tym procesie były anteny w Goldstone Deep Space Network Facility w Kalifornii.

Transport jednego litra wody na Księżyc kosztuje 30 tysięcy dolarów, czyli jakieś 100 tysięcy złotych. Woda jest po prostu zbyt ciężka i zbyt cenna, by ją transportować za każdym razem z Ziemi. Dlatego wodę trzeba znaleźć na miejscu. Jerzy Rafalski, astronom z Planetarium w Toruniu

Dwutonowy człon rakiety Centaur spadł do krateru Cabeus w pobliżu południowego bieguna Księżyca. Przez wyrzuconą w ten sposób chmurę pyłu przeleciała sonda LCROSS.

Wykonała ona zdjęcia i pomiary całego uderzenia. Swój żywot sonda zakończyła jednak równie brutalnie, jak rakieta: zderzeniem z powierzchnią Srebrnego Globu.

W poszukiwaniu H2O

Pozostaje ciągle pytanie - po co to wszystko? Otóż dzięki skomplikowanej operacji wzbicia w przestrzeń kosmiczną pyłu po uderzeniu, naukowcy mają nadzieję odnaleźć na Księżycu wodę.

- Transport jednego litra wody na Księżyc kosztuje 30 tysięcy dolarów, czyli jakieś 100 tysięcy złotych. Woda jest po prostu zbyt ciężka i zbyt cenna, by ją transportować za każdym razem z Ziemi. Dlatego wodę trzeba znaleźć na miejscu. Jeżeli poważnie myślimy o kolonizacji kosmosu, musimy zacząć od Księżyca. Tam pewnie zbudujemy bazę, dlatego na miejscu musimy znaleźć wodę - jeżeli się do niej dokopiemy. A chyba to nie jest trudne, bo ona jest prawdopodobnie tuż pod powierzchnią gruntu, zresztą właśnie to uderzenie pokaże, czy ta woda znajduje się tuż pod powierzchnią - powiedział TVN24 Jerzy Rafalski, astronom z Planetarium w Toruniu.

Będziemy śledzić dla Państwa wyniki tego eksperymentu.

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24, NASA