Wtorkowa tajemnicza strzelanina przy granicy kirgisko-uzbeckiej nadal pozostaje niewyjaśniona. Kirgistan zdecydowanie odcina się jednak od zarzutów, że sprawcy ataku w uzbeckim mieście Chanabad niedaleko Andiżanu, przybyli właśnie z tego kraju.
Rzecznik kirgiskiej straży granicznej Czołponbek Turusbekow zapewnił, że informacja podana przez prokuraturę uzbecką, jakoby sprawcy ataku na posterunek milicji w Chanbadzie przedostali się z Kirgistanu, "nie odpowiada rzeczywistości".
Według ujawnionych przez uzbecką prokuraturę wiadomości, ataku na posterunek dokonało dwóch-trzech uzbrojonych mężczyzn. Po południu we wtorek podano też informację, że na jednej z ulic Andiżanu nieznany mężczyzna dokonał zamachu samobójczego.
Prokuratura uzbecka powiadomiła, że zamachowiec zabił milicjanta. Media rosyjskie informowały o śmierci nawet siedmiu osób. W strzelaninie z kolei według mediów zginęło czterech milicjantów.
W związku z incydentem w Chanabadzie Uzbekistan zamknął dwa przejścia na granicy z Kirgistanem.
W cieniu Andiżanu
Andiżan leży w Kotlinie Fergańskiej, gdzie regularnie dochodzi do aktów przemocy na tle religijnym i etnicznym. Kotlinę, podzieloną między Uzbekistan, Kirgistan i Tadżykistan, zamieszkuje 11 milionów ludzi. Większość z nich to radykalni muzułmanie.
W maju 2005 roku w Andiżanie doszło do krwawych zamieszek. Przedstawiciele uzbeckiej opozycji, a także źródła szpitalne i działacze organizacji praw człowieka utrzymują, że w następstwie ostrzelania przez wojsko tłumu zginęło 750 ludzi.
Według oficjalnych danych było 187 ofiar śmiertelnych, z których większość stanowili uzbrojeni rebelianci, a do tłumu cywilów nikt nie strzelał.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24