"Nagle zobaczyłam, że stoję na suficie"

Aktualizacja:

Pasażerowie, którzy zdołali się uratować z katastrofy "Bułgarii", opowiadają wstrząsające relacje z ostatnich chwil statku. Wielu z nich straciło najbliższych. Małżeństwo Makarowów przeżyło dzięki przytomności umysłu córki, która sama zginęła. Pewien mężczyzna uratował dwie osoby, ale stracił ciężarną żonę. Inny jest w szoku po tym, jak nie udało mu się uratować synka i ciężarnej żony. Cała katastrofa miała się rozegrać błyskawicznie.

Na pokładzie "Bułgarii", która zatonęła w niedzielę na Wołdze w Republice Tatarstanu, mogło się znajdować ponad 200 osób. Dokładną liczbę trudno ustalić, gdyż już wiadomo, że część z nich nie miała biletu. Statek mógł przewozić najwyżej 140 pasażerów. Do tej pory, jak podają RiaNovosti, potwierdzono śmierć 54 osób, ponad 50 wciąż jest poszukiwanych. 79 osób uratował przepływający w pobliżu miejsca wypadku statek.

"Mamo, tato, załóżcie kapoki"

Jedno z małżeństw, które przeżyło katastrofę "Bułgarii", opowiedziało dziennikarzom, że uratowali się dzięki córce. Ona sama jednak zginęła.

W momencie tragedii Natalia Makarowa z mężem znajdowali się w kajucie. Jak wspomina kobieta, ich córka wpadła nagle, dosłownie dwie minuty przed tym, jak statek poszedł na dno, i powiedziała: "Tato, mamo, statek będzie teraz tonął, załóżcie kapoki". Kiedy "Bułgaria" zanurzała się, Natalia do końca próbowała utrzymać córkę, która nie zdążyła założyć kamizelki ratunkowej. Kiedy statek znalazł się pod wodą, dziewczyna wysunęła się z rąk matki.

Śmiertelna pułapka

Na pokładzie "Bułgarii" w ogóle było bardzo dużo dzieci - mówi się nawet o kilkudziesięciu. Większość z nich tuż przed katastrofą zebrała się w sali koncertowej na specjalnie zorganizowanej dla nich imprezie.

Sala okazała się dla nich śmiertelną pułapką - zablokowane drzwi uniemożliwiły wydostanie się na zewnątrz idącego na dno statku. Mogło być tam nawet do 50 dzieci - poinformował rzecznik prasowy Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych Tatarstanu.

Jeden z rozbitków twierdzi, że już podczas wyruszania w podróż zauważył, że statek jest bardzo stary. - Kiedy opuszczaliśmy port, jednostka już była lekko przechylona na prawą burtę. Sama katastrofa trwała nie dłużej niż trzy minuty, nawet nie pięć. To było błyskawiczne i nie było żadnych ostrzeżeń! - mówi jeden z rozbitków. - Statek po prostu przechylił się, przewrócił przez prawą burtę i zatonął - mówi anonimowy mężczyzna.

Byłam na korytarzu, gdy statek zaczął się przechylać na prawą stronę. Zdążyłam dobiec do swojej kabiny i założyć kamizelkę ratunkową, gdy pojawiła się woda. Dosłownie w ciągu kilku sekund cała kabina wypełniła się wodą. Potem statek zaczął się przewracać i prąd wody gwałtownie wyrzucił mnie na korytarz. Uderzyłam się mocno w głowę. Po chwili zorientowałam się, że jestem całkowicie pod wodą. Lilia Sattarowa

Szybki koniec

W wypowiedziach wielu osób, które uratowały się z katastrofy, pojawia się wspólny element. Statek miał przewrócić się i zatonąć bardzo szybko. Bez żadnego ostrzeżenia.

- Byłam na korytarzu, gdy statek zaczął się przechylać na prawą stronę. Zdążyłam dobiec do swojej kabiny i założyć kamizelkę ratunkową, gdy pojawiła się woda. Dosłownie w ciągu kilku sekund cała kabina wypełniła się wodą - wspomina Lilia Sattarowa. - Potem statek zaczął się przewracać i prąd wody gwałtownie wyrzucił mnie na korytarz. Uderzyłam się mocno w głowę. Po chwili zorientowałam się, że jestem całkowicie pod wodą - mówiła Rosjanka. Ostatecznie wydostała się z tonącego statku dzięki nieznajomemu mężczyźnie, który w desperacji wybił jedno z okien, przez które wypłynął w raz z kobietą na powierzchnię.

Inna kobieta mówi, że gdy statek przechylił się na prawą burtę, wszyscy upadli na pokład. - Potem nagle jednostka przewróciła się i zobaczyłam, że stoję na suficie - opowiada Regina Szeikutdiniwa.

Rodzinne dramaty

Wśród uratowanych pasażerów prawie w ogóle nie ma dzieci. Wyjątkiem jest 5-letni Adel. Opowiedział, że jego mama i babcia utonęły, a on sam "złapał kogoś za rękę i wypłynął na powierzchnię". Mężczyzna, który, jak się okazało, wciągnął go do jednej z szalup ratunkowych, zdążył jeszcze uratować jedną kobietę, ale nie był w stanie uratować własnej żony, która była w 5. miesiącu ciąży.

Dramat przeżył także inny mężczyzna. Zdążył wyskoczyć za burtę z małym synkiem na rękach. Ale w bardzo zimnej wodzie długo nie zdołał utrzymać dziecka. Chłopiec wysunął mu się ze zdrętwiałych od zimna rąk i utonął. Mężczyznę wyłowiono z wody. Jest w szoku - stracił nie tylko syna ale i ciężarną żonę.

Źródło: vesti.ru, ENEX