Angela Merkel (Unia Chrześcijańsko - Demokratyczna, CDU) ma duże szanse na zdobycie po raz trzeci z rzędu fotela kanclerza Niemiec. Wybory do Budenstagu odbędą się już w najbliższą niedzielę. Jeżeli obecny koalicjant partii Merkel, Wolna Partia Demokratyczna (FDP), nie wejdzie do parlamentu, partie chadeckie CDU i Unia Chrześcijańsko - Społeczna (CSU) utworzą zapewne rząd z Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (SPD).
Kierowana żelazną ręką przez Merkel Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) i jej bawarski odpowiednik Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU) na finiszu walki o miejsca w Bundestagu prowadzą wyraźnie w sondażach, ciesząc się poparciem około 40 proc. wyborców.
Na głównego rywala chadeków - Socjaldemokratyczną Partię Niemiec (SPD) - chce głosować jedna czwarta elektoratu, zaś notowania partii Zielonych, sojusznika socjaldemokratów, spadły ostatnio do poziomu około 10 proc. Zdaniem mediów i politologów centrolewicowy blok SPD-Zieloni nie ma już szans na odrobienie strat i na odsunięcie Merkel od władzy.
Bezpośrednia konfrontacja głównych adwersarzy w wyborach 22 września wypada jeszcze korzystniej dla urzędującej szefowej rządu. Ponad połowa Niemców chce, by Merkel pozostała na stanowisku przez kolejne cztery lata; przejęcia władzy przez kandydata SPD na urząd kanclerza, Peera Steinbruecka, życzy sobie tylko jedna czwarta uczestników sondaży.
"Niemcom powodzi się dobrze - głosujcie na Merkel"
Sztab CDU stawia przede wszystkim na popularność swojej liderki. "Niemcom powodzi się dobrze. Aby tak było nadal, głosujcie na Merkel" - głosi jedno z haseł na plakatach wyborczych. Rzeczywiście, 76 proc. Niemców ocenia pozytywnie sytuację gospodarczą, a z pracy rządu zadowolonych jest ponad połowa ankietowanych. Instytuty badania opinii publicznej zgodnie oceniają, że w przeciwieństwie do roku 1998, gdy kanclerza CDU Helmuta Kohla zastąpił socjaldemokrata Gerhard Schroeder, wśród niemieckich wyborców nie widać chęci zmiany układu politycznego. Merkel też uważa swoją popularność za największy atut wyborczy. - Znacie mnie przecież - powiedziała, zwracając się do wyborców na zakończenie telewizyjnego pojedynku ze Steinbrueckiem. Krytycy zarzucają jej, że unika dyskusji na poważne tematy, chociażby o kosztach kryzysu strefy euro, i robi wszystko by "uśpić" czujność wyborców.
Co dalej z Hiszpanią i Grecją?
Na wiecach przedwyborczych pani kanclerz obiecuje, że nie podniesie podatków i nie dopuści do wprowadzenia w UE euroobligacji, zapewniając, że niemieccy podatnicy nie będą musieli płacić za długi Greków czy Hiszpanów. Po wybuchu kryzysu w Grecji, Merkel długo zwlekała, zanim podjęła decyzję o ratowaniu greckiej gospodarki i zatrzymaniu Aten w strefie euro. Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nie jest jedynym politykiem w UE, który apelował, by Berlin bardziej energicznie kierował walką z europejskim kryzysem. Brytyjski "The Economist", w przeszłości nie stroniący od krytyki pod adresem Berlina, apeluje w najnowszym wydaniu do Niemców by głosowali na Merkel jako "ich kanclerza i lidera Europy". Jednak Niemcy - "hegemon wbrew woli" broni się przed rolą przywódcy, unikając - jak w przypadku konfliktu w Syrii - zajęcia jednoznacznego stanowiska.
Słabsze ogniwo koalicji
Pomimo zdecydowanej przewagi w sondażach, Merkel z napięciem czekać będzie na wyniki niedzielnych wyborów. Jej scenariusz kontynuowania koalicji rządowej z Wolną Partią Demokratyczną (FDP) jest zagrożony z powodu słabości liberalnego partnera. W wyborach lokalnych w Bawarii w ubiegłą niedzielę FDP nie weszła do bawarskiego parlamentu, uzyskując tylko 3,3 proc. głosów. W skali całego kraju liberałowie osiągają w sondażach wyniki w granicach progu wyborczego - 5 proc. CDU/CSU i FDP rządzą Niemcami od 2009 roku. Obie partie od dawna dążyły do takiej koalicji, jednak szybko okazało się, że w warunkach światowego kryzysu finansowego oraz problemów strefy euro, ich poglądy na politykę gospodarczą i społeczną znacznie się różnią. - Bóg stworzył FDP tylko po to, by doświadczać CDU - mówiła Merkel, komentując konflikty w łonie koalicji. W pierwszym roku wspólnego rządu obserwatorzy nie wykluczali wręcz rozpadu koalicji, jednak z czasem partnerzy dotarli się na tyle, że obecnie i chadecy, i liberałowie deklarują chęć kontynuowania sojuszu.
"FDP musi sobie radzić sama"
Poparcie Merkel dla FDP kończy się jednak tam, gdzie zagrożone mogą być interesy jej własnej partii. Politycy FDP po porażce w Bawarii zaapelowali do wyborców CDU o przerzucenie na partię liberalną części głosów, by zapewnić jej wejście do Bundestagu. Apel spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem kierownictwa CDU. "Nie cierpimy na nadmiar głosów, FDP musi sobie radzić sama" - podkreślił sekretarz generalny CDU Hermann Groehe. Jeżeli FDP nie przekroczy progu wyborczego, Merkel będzie musiała znaleźć innego koalicjanta. Zdaniem mediów będzie to najprawdopodobniej największa partia opozycyjna - SPD. Chadecy i socjaldemokraci rządzili wspólnie w latach 2005-2009, a Steinbrueck, obecnie rywal Merkel, był ministrem finansów w kierowanym przez nią gabinecie. Większość obywateli Niemiec oceniała pozytywnie pracę tego rządu. "Wielka koalicja" obu największych partii ma również dziś - jak wynika z sondaży - najwięcej zwolenników wśród wyborców.
SPD nie będzie współpracować z CDU
Kierownictwo SPD na razie zdecydowanie dementuje pogłoski o współpracy z CDU po wyborach, zapewniając, że jej celem jest utworzenie rządu z Zielonymi. Socjaldemokraci zapłacili za udział w koalicji bardzo wysoką cenę; po czterech latach współpracy z chadekami otrzymali w wyborach w 2009 roku najgorszy wynik w swej historii - 23 proc. Wyborcy zapisali sukcesy tego rządu na konto Merkel, a porażkami obarczyli mniejszego koalicjanta - SPD.
Zieloni w opałach
Partner SPD, partia Zielonych, przed wyborami znalazł się w kryzysie. Ugrupowanie, które zawdzięcza swoje największe sukcesy ekologii, rozszerzyło swój program wyborczy o sprawy finansowe. Propozycje podwyżki podatków dla najwięcej zarabiających, by zdobyć fundusze na projekty socjalne, odstraszył jednak od partii lepiej sytuowanych wyborców. W dodatku Zieloni muszą tłumaczyć się z zarzutów o tolerowanie w początkowym okresie działalności (na początku lat 80.) pomysłów depenalizacji stosunków seksualnych między dorosłymi a dziećmi. Postkomunistyczna Lewica kusi SPD i Zielonych powyborczą koalicją. Blok tych trzech partii ma w sondażach siłę zbliżoną do obozu rządowego CDU/CSU i FDP. Jednak socjaldemokraci wykluczyli możliwość takiej koalicji, twierdząc, że domagający się rozwiązania NATO postkomuniści nie mogą być traktowani jako poważny partner. Taka koalicja jest obecnie jeszcze niemożliwa, ale za cztery, a może nawet za dwa lata nie można jej wykluczyć - ocenia telewizja ARD.
Nowy gracz na politycznej scenie?
Wielką niewiadomą jest nowa partia na niemieckiej scenie politycznej - Alternatywa dla Niemiec (AfD). Głównym postulatem kierowanego przez profesora ekonomii Bernda Lucke ugrupowania jest likwidacja wspólnej waluty euro i wstrzymanie pomocy finansowej dla Grecji. Na AfD chce głosować 4 proc. wyborców - tych głosów może zabraknąć CDU do większości koniecznej do utworzenia rządu z FDP. Do głosowania uprawnionych jest 61,8 mln osób. 3 mln z nich zdecyduje po raz pierwszy o składzie Bundestagu. W 299 okręgach wyborczych o mandaty ubiega się ponad 4,4 tys. kandydatów z 34 partii. Każdy wyborca dysponuje dwoma głosami - jeden oddaje na konkretnego kandydata, a drogi na listę partyjną. Lokale wyborcze otwarte są w godzinach 8-18. Cztery lata temu frekwencja wyniosła 70,8 proc.
Autor: kg//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA 2.0)