Barack Obama już 15 razy zabierał głos po masowej strzelaninie w USA. Jako prezydent występuje jednak tylko po tych najbardziej tragicznych - gdyby miał przemawiać po każdej z nich, musiałby to robić codziennie. Materiał "Faktów z zagranicy".
- W jakiś niezrozumiały sposób to stało się rutyną. Relacje reporterów stają się rutynowe. Moje wypowiedzi na tym podium stają się rutynowe. Staliśmy się znieczuleni - mówił w Białym Domu Barack Obama po kolejnej masowej strzelaninie w USA - tym razem w Roseburg w stanie Oregon na zachodzie kraju.
Jego czwartkowe przemówienie było 15. takim dotyczącym masowej strzelaniny, jakie wygłosił w ciągu obu 4-letnich kadencji. Wszystkie dotyczyły jednak tylko tych najtragiczniejszych wydarzeń, a to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Posiadają połowę broni, jaka istnieje
Tylko w tym roku w USA doszło bowiem już aż do 294. masowych strzelanin, czyli takich, w których ranne lub zabite zostały co najmniej 4 osoby. Tymczasem 1 października - dzień masakry w Roseburg - był zaledwie 274 dniem roku.
Pozostałe liczby też robią wrażenie: w ciągu ostatnich trzech lat doszło tam do blisko tysiąca takich tragedii. I choć co roku w Stanach od broni palnej w różny sposób - przez morderstwo, przypadkowo, lub przez samobójstwo - ginie ok. 33 tys. osób, Amerykanie ani myślą o zniesieniu drugiej poprawki do ich konstytucji, która pozwala każdemu obywatelowi na posiadanie broni.
Za jej sprawą, mimo że mieszkańcy USA stanowią zaledwie 4,5 proc. światowej populacji, to właśnie Amerykanie są właścicielami połowy istniejącej na świecie broni przeznaczonej do prywatnego użytku.
Jeszcze przed czwartkową strzelaniną Obama przyznał, że brak przepisów ograniczających dostęp do broni to największa porażka jego prezydentury i ogromne wyzwanie dla kolejnego przywódcy USA.
"Fakty z zagranicy" - od poniedziałku do piątku o 20:00 w TVN24 Biznes i Świat.
Autor: ts / Źródło: TVN24 Biznes i Świat