Ludzie Łukaszenki "prali miliony w Polsce"


Były minister spraw wewnętrznych Białorusi i szef osobistej ochrony Alaksandra Łukaszenki byli zamieszani w defraudację milionów dolarów. Pieniądze miały trafiać przez Polskę i Rosję na konta w USA, wynika z depeszy wysłanej przez amerykańską ambasadę w Mińsku.

Dyplomaci powoływali się na serię artykułów w portalu "Biełorusskij Partizan", który określają jako "generalnie rzetelny". Doniesienia dziennikarzy mieli potwierdzić w swoich źródłach. Amerykanie dodali, że bardzo zła reputacja dwóch głównych aktorów całego procederu dodatkowo umacnia ich w przekonaniu, że doniesienia portalu są prawdziwe.

Szemrane interesy

Głównymi postaciami afery miał być były minister Juri Siwakow oraz Dmitrij Pawliczenko, były szef ochrony prezydenta. Narzędziem było stowarzyszenie weteranów sił specjalnych "Honor", w której dyrektorem był mianowany przez Siwakowa Andriej Sziraj, osoba skazana uprzednio za kradzież i defraudację. Według dyplomatów, Sziraj był "powszechnie znany" wśród pracowników służb bezpieczeństwa jako specjalista od prania pieniędzy.

To właśnie przez "Honor" miały płynąć miliony dolarów nielegalnie pozyskanych pieniędzy. Według depeszy, dziennie do "polskich instytucji finansowych" trafiało około 1,5 miliona dolarów. Następnie przez Rosję płynęły na konta w USA.

Pieniądze miały pochodzić z haraczy, wymuszeń, łapówek i z nielegalnego obrotu towarami poza kontrolą białoruskiej skarbówki. Najlepszym źródłem pieniędzy miał być "oddział śmierci" dowodzony przez Pawliczenkę, który podlega wyłącznie prezydentowi. Haracz zapłacony tym ludziom miał zapewniać najlepszą "kryszę" (ochronę) na Białorusi.

Miliony w zapasie

Informacja o przestępczym systemie ujrzała częściowo światło dzienne w wyniku niezależnego dochodzenia jednostki specjalnej KGB "Alfa". Funkcjonariusze badali w 2006 roku sprawę korupcji w Straży Granicznej. 50 pograniczników miało przepuścić potajemnie 600 ciężarówek z towarami nie pobierając od nich cła w wysokości 4,7 miliona dolarów. Te pieniądze miały trafić do "Honoru".

Oddział "Alfa" dokonał "nalotu" na siedzibę organizacji. Podczas przeszukania biur odkryto m.in. niemal pół miliona dolarów w sejfie Sziraja, których pochodzenia mężczyzna nie chciał ujawnić. KGB miało dalej badać sprawę i odkryć między innymi około 500 milionów dolarów na kontach w USA.

Niedługo po rajdzie na siedzibę "Honoru" i ujawnieniu sprawy, KGB potajemnie przekazało ją do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych kierowanego przez jednego z głównych aktorów korupcyjnego systemu, Siwakowa. Portal przypuszczał, że szef KGB po zorientowaniu się z czym ma do czynienia postanowił wycofać się z niebezpiecznej sprawy.

Drobne na utrzymanie

Dyplomaci nie byli w stanie wskazać jednoznacznie osób, które czerpią korzyści z systemu. Tropy maja prowadzić do członków administracji prezydenta i Rady Najwyższej Białorusi.

"Prawda jednak najprawdopodobniej nigdy nie ujrzy światła dziennego", napisali dyplomaci, według których sprawie swoje błogosławieństwo musiał dać Łukaszenka, "biorąc pod uwagę stopień przeżarcia reżimu korupcją". Depeszę nadano w lutym 2007 roku.

Źródło: tvn24.pl