Pracownicy sanitarni w Liberii przyjmują łapówki w zamian za wystawienie fałszywego świadectwa zgonu osobom, które zmarły z powodu eboli - pisze amerykański "The Wall Street Journal". Do naciągaczy zgłaszają się zdesperowane rodziny ofiar, które chcą w ten sposób ukryć prawdziwą przyczynę śmierci bliskich. Zgodnie z rządowym zaleceniem, zwłoki zmarłych na ebolę powinny zostać poddane kremacji. A to uniemożliwia urządzenie tradycyjnego pogrzebu.
Liberia to jedno z państw Afryki Zachodniej najbardziej dotkniętych epidemią eboli. Jak mówił jeszcze pod koniec września minister obrony Brownie Samukaia, wirus rozprzestrzenia się w tym kraju "jak pożar". Władze i służby medyczne mają ogromne problemy z opanowaniem epidemii, a podejmowane kolejne środki zapobiegawcze nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.
Eksperci wskazują, że jedną z przyczyn gwałtownego rozprzestrzeniania się wirusa mogą być zwyczaje pogrzebowe panujące w Liberii. Zgodnie z tradycją ciało jest po śmierci obmywane, a bliscy zbierają się na czuwanie, które może trwać nawet kilka dni. W tym czasie dotykają zmarłego, całują, spożywają posiłki w jego pobliżu.
Od czasu, gdy w kraju wybuchła epidemia, ciała zmarłych z powodu eboli są odbierane rodzinom. Zgodnie z rządowym nakazem mają być poddawane kremacji. Wielu mieszkańców Liberii nie może się jednak pogodzić z tym, że nie będzie mogło urządzić bliskim tradycyjnego pochówku. Nie pomagają apele i komunikaty, że dotykanie ciała osoby zmarłej na ebolę jest szczególnie niebezpieczne.
Władze Liberii uruchomiły specjalną linię telefoniczną, na którą bliscy zmarłych z powodu wirusa mają dzwonić, by powiadomić o śmierci chorego. Po ciało są wysyłane wtedy specjalne służby sanitarne, w których skład wchodzą przedstawiciele Czerwonego Krzyża, Lekarzy Bez Granic oraz pracowników rządowych.
Fałszywe świadectwo za 50 dolarów
Andrew Medina-Marino, epidemiolog z Uniwersytetu Południowoafrykańskiego w Pretorii, który niedawno wrócił z Liberii, powiedział dziennikowi "The Wall Street Journal", że dotarły do niego niepokojące wieści. Niektórzy pracownicy służb mają brać łapówki od rodzin zmarłych, a w zamian ukrywać prawdziwą przyczynę śmierci.
Pracownicy służby zdrowia i organizacji humanitarnych mówią, że od miesięcy dochodzą do nich informacje o pogrzebach urządzanych w tajemnicy. Właściciele domów pogrzebowych z okolic Monrowii twierdzą z kolei, że kierują się szczególną ostrożnością przy sprawdzaniu świadectw zgonów - potwierdzają u lekarzy je wystawiających, czy przyczyną śmierci rzeczywiście nie była ebola.
Bliscy zmarłych uciekają się zatem do nieuczciwych zabiegów, a ich desperację wykorzystują nieuczciwi pracownicy sanitarni, którzy oferują sfałszowane świadectwa zgonów.
Vincent Chounse pracuje przy lokalnym programie pomocowym w Bardnersville w pobliżu Monrowii. W rozmowie z "WSJ" przyznał, że kilka razy był świadkiem negocjacji dotyczących sprzedaży sfałszowanych certyfikatów. Zgodnie z jego relacją, za świadectwo zgonu z nieprawdziwą przyczyną śmierci trzeba zapłacić równowartość 40-50 dolarów.
"Nasza praca sprowadza się do odebrania ciał bliskim"
Zgodnie z zaleceniami władz ciała ofiar eboli powinny być poddane kremacji. W krematorium w Monrowii palonych jest dziennie około 60 ciał.
Agnes "Cokie" Van der Velde, która z ramienia Czerwonego Krzyża odpowiada za zabezpieczanie zwłok ofiar eboli, oceniła, że liczba osób, które dzwonią na uruchomioną linię jest zbyt mała, jeśli porówna się ją z liczbą chorych, którzy zgłaszają się na leczenie. Jak wyjaśniła, jeśli już ktoś dzwoni, najczęściej są to sąsiedzi lub pracownicy socjalni, a nie członkowie rodzin zmarłych. Zapewniła, że nie ma pojęcia o sfałszowanych świadectwach i procederze ukrywania prawdziwej przyczyny śmierci.
- Staramy się traktować zmarłych z szacunkiem, jednak ostatecznie nasza praca sprowadza się do odebrania ciał ofiar bliskim, zapakowania ich w worek i wywiezienia - wyjaśniła Van der Velde. Jej zdaniem, wśród mieszkańców Liberii rośnie świadomość niebezpieczeństwa, wynikającego z obcowania z ciałem ofiary eboli, jednak jest to proces bolesny i powolny.
Minister informacji Lewis Brown powiedział, że do rządu dotarły informacje o wystawianiu fałszywych świadectw zgonu. Dodał jednak, iż nie wiadomo, kto jest za to odpowiedzialny, a zgodnie z jego wiedzą pracownicy służb zajmujących się zabezpieczeniem zwłok nie mają uprawnień do określania przyczyny śmierci.
Autor: kg//kdj / Źródło: "The Wall Street Journal"