Afgańskie komisje wyborcze zaczęły już przeliczanie głosów oddanych w wyborach prezydenckich. Głosowanie trwało godzinę dłużej niż pierwotnie planowano, a według wstępnych szacunków do urn mogła pójść nawet połowa uprawnionych Afgańczyków. Sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen ocenił przebieg wyborów jako "zachęcający".
Wybory prezydenckie rozpoczęły się o godz. 7.00 (4.30 czasu polskiego), kiedy to otwarto kilka tysięcy lokali wyborczych.
- Byliśmy w stanie otworzyć 95 procent z 6500 lokali - informował rzecznik afgańskiej komisji wyborczej Zekria Barakzaj około 12.00 polskiego czasu. Otwartych było więc 6185 punktów, 312 pozostało zamkniętych. Brakowało informacji o sytuacji w 16 punktach głosowania. Dane dotyczące frekwencji nie są znane, ale komisja wyborcza oceniła uczestnictwo obywateli w wyborach jako "bardzo dobre". Według niej zagłosować mogło nawet 50 proc. Afgańczyków.
Liczą głosy
W Afganistanie do głosowania uprawnionych jest 17 mln obywateli, którzy ukończyli 18 lat - według różnych źródeł, żyje tam od 26 do 33 mln obywateli. Przewiduje się, że liczenie głosów po zakończeniu głosowania może trwać 2-3 tygodnie, a powinno zakończyć się do 2 września. W tym czasie komisja wyborcza będzie rozpatrywała wszelkie zażalenia dotyczące przebiegu procesu wyborczego.
Wstępne wyniki zostaną ogłoszone między 3 a 16 września. Końcowych rezultatów należy spodziewać się 17 września.
Talibowie atakują
Wybory odbywały się pod czujnym okiem 175 tys. afgańskich policjantów i żołnierzy oraz 100 tys. żołnierzy międzynarodowych sił. Dodatkowym wsparciem było 10 tys. członków afgańskich plemion. Plemienne milicje zapewniły bezpieczeństwo w 21 prowincjach, na terenach mniej dostępnych dla afgańskiej armii, czy sił międzynarodowych.
Zaostrzone środki bezpieczeństwa wprowadzono ze względu na ostrzeżenia, jakie wcześniej wysyłali talibowie. Kilka dni temu zapowiedzieli, że nie będą wahać się przed atakami na lokale wyborcze.
Z kolei nad prawidłowym przeprowadzeniem wyborów czuwało blisko 400 międzynarodowych obserwatorów.
Mimo to, w czwartek rano miasta afgańskie znalazły się pod talibskim ostrzałem. Pociski rakietowe spadły na miasta w prowincjach Kandahar, Ghazni, Helmand, Nangarhar i Kunar. W prowincji Logar doszło do ataków na co najmniej sześć lokali wyborczych. Czekający na oddanie głosu ludzie zaczęli uciekać, jednak po jakimś czasie powrócili na miejsce.
Kabul pod ostrzałem
Od ataków nie ustrzegł się Kabul. Mimo, że nad przebiegiem głosowania czuwa ponad 10 tysięcy żołnierzy i policjantów, doszło do czterech wybuchów.
Poza tym trzech talibskich zamachowców-samobójców wdarło się do budynku, położonego obok komendy policji miejskiej i jednego z punktów wyborczych. Przez dwie godziny trwała wymiana ognia afgańskiej policji z napastnikami. Dwóch zamachowców zginęło na miejscu.
Talibowie na tym nie zakończą. Ich przedstawiciel poinformował, że w Kabulu przebywa w sumie dwudziestu zamachowców-samobójców, którzy zamierzają atakować punkty wyborcze.
Starcia z talibami
Niespokojnie było też w prowincji w Ghazni, gdzie oddziały afgańskie i NATO bezpośrednio starły się z grupami talibów. W samym mieście Ghazni tuż przed otwarciem lokali rozbrojono dwie bomby.
Jak relacjonuje z kolei z Afganistanu korespondent TVN24 Tomasz Kanik, do poważniejszego incydentu doszło w Kandaharze, na południu kraju. - W odrębnych incydentach zginęło sześć osób - cywile i policjanci. Kilkanaście osób jest rannych - poinformował Kanik.
Kandydaci głosowali
Jako jeden z pierwszych gosował prezydent Hamid Karzaj, który zaapelował do Afgańczyków by nie zwlekali z pójściem do urn i zapewniał, że nie obawia się fali przemocy w dzień elekcji.
Karzaj głosował w lokalu w jednej ze szkół kabulskich, znajdującej się niedaleko pałacu prezydenckiego w stolicy. Prezydent przekonywał, iż w interesie całego narodu leży rozstrzygnięcie rywalizacji o fotel prezydencki już w pierwszej turze głosowania.
Swój głos oddał też inny kandydat na prezydenta Abdullah Abdullah.
Sprawdzian dla Afganistanu
Wybory prezydenckie w Afganistanie to sprawdzian dla biorących w nich udział polityków, ale i dla stabilności kraju, który od blisko ośmiu lat jest frontem walki między prozachodnimi władzami a muzułmańskim ekstremizmem.
To także egzamin dla afgańskich sił bezpieczeństwa i żołnierzy międzynarodowej koalicji, którzy będą czuwać nad bezpieczeństwem głosowania. A jest ono mocno zagrożone przez talibów,którzy otwarcie zagrozili, że nie dopuszczą do wyborów, a co najmniej krwawo zakłócą ich przebieg.
Karzaj faworytem
O najwyższy urząd w państwie ubiegało się około 30 kandydatów, z czego naprawdę liczy się czterech. Wśród największych rywali faworyta wyścigu - obecnego prezydenta Hamida Karazja (44 proc. poparcia w sondażach) wymienia się: byłego szefa MSZ Abdullaha Abdullaha (26 proc.), byłego ministra planowania i rozwoju Ramazana Bashardosta (10 proc.) i byłego ministra finansów Ashrafa Ghaniego (6 proc.).
Prezydent Afganistanu wybierany jest na pięć lat, a jedna osoba może pełnić ten urząd przez maksymalnie dwie kadencje. Aby zwyciężyć już w pierwszej turze trzeba zdobyć ponad 50 proc. oddanych głosów.
Jeśli żaden z kandydatów nie uzyska większości, w ciągu dwóch tygodni od ogłoszenia wyników przeprowadzana jest druga tura z udziałem dwóch kandydatów. Kandydaci na prezydenta muszą mieć afgańskie obywatelstwo i być urodzeni z afgańskich rodziców, muszą też być muzułmanami i mieć ukończone 40 lat.
Kobiety mają miejsce w radach prowincji
Jednocześnie z wyborami prezydenckimi odbywały się wybory do rad prowincji, w których 3 tys. kandydatów ubiegało się o 420 miejsc. Każdą z 34 prowincji reprezentują w radzie przedstawiciele wybierani na cztery lata. Liczba radnych zależy od liczby ludności w danej prowincji. Kobietom zagwarantowano po dwa miejsca w każdym gremium.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP, bbc.co.uk