Komunistyczny kacyk się żali

 
Krenz rządził zaledwie od października do grudnia 1989 r.Bundesarchiv

Egon Krenz, chociaż szefem enerdowskiego państwa był zaledwie kilka tygodni, z komunistycznym reżimem związany był przez dziesięciolecia. Teraz jednak skarży się, że przez nowe Niemcy został potraktowany niesprawiedliwie, a Niemiecka Republika Demokratyczna nie była taka zła.

W wywiadzie dla "Timesa" niemal dokładnie w 20. rocznicę zmiany na szczytach władzy NRD (18 października 1989 r. Krenz zastąpił na czele partii i państwa Ericha Honeckera) oświadczył, że według niego "NRD nie da się wymazać ze społecznej świadomości", a jako forma niemieckiej państwowości miała swoje dobre strony.

Jedną z nich jest to, że obecny kryzys finansowy w świecie był w NRD nie do pomyślenia...

Szkoda Muru...

W rozmowie z "Timesem" Krenz wyznaje też, że "za późno zrozumiał, iż NRD się rozpada i upadek tego państwa jest również jego porażką". Mimo to jest dumny, że upadek muru berlińskiego i NRD odbyły się bez rozlewu krwi.

Krenz, który porządził zaledwie kilka tygodni, przypisuje sobie dużą rolę w niemieckiej pokojowej transformacji.

- Wyraźnie powiedziałem ludziom Kościoła [luterańskiego, który był ośrodkiem pokojowych antyrządowych i prodemokratycznych demonstracji - red.], że władze nie użyją siły przeciwko demonstrantom, jeśli nie zaatakują oni policji - wspomina Krenz w wywiadzie dla "Timesa".

Według niego ówczesne władze NRD dopilnowały, by upadek żelaznej kurtyny nie stał się zarzewiem nowej wojny.

Krenz poszkodowany

Mimo tych przypisywanych sobie zasług Krenz czuje się ofiarą historii. Najpierw oszukał go przywódca ZSRR Michaił Gorbaczow, obiecując mu, że nigdy nie dopuści do zjednoczenia Niemiec.

Następnie - jak twierdzi - padł ofiarą "zimnowojennej wendety" ze strony niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, który skazał go na 6,5 roku więzienia.

Krenz został skazany w latach 90. jako członek NRD-owskiego Politbiura, któremu podlegał aparat bezpieczeństwa, za zabójstwa uciekinierów zastrzelonych przez strażników podczas prób sforsowania muru berlińskiego.

Uznajcie moje zasługi

Po wyjściu z więzienia stał się "orędownikiem zarzuconych cnót państwa, któremu niegdyś przewodził".

Zamiast uznawać go za pariasa - twierdzi o sobie Krenz, dziś schorowany emeryt, a przez lata postać numer dwa reżimu - powinno się uznać jego zasługi dla pokojowego przejścia ze starego do nowego systemu.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Bundesarchiv