Większość narodu jest ze mną - przekonuje prezydent Jemenu Ali Abd Allaha Salah, ale kolejni generałowie jemeńskiej armii przechodzą na stronę opozycji. Najpierw zbuntował się komendant 1. Dywizji Pancernej. W jego ślady poszedł dowódca obrony powietrznej. Do przeciwników prezydenta Salaha przyłączają się też wysocy urzędnicy administracji, w tym wysoki rangą dyplomata i szereg urzędników terenowych. Wokół pałacu prezydenckiego w Sanie rozmieszczono czołgi i wozy opancerzone. W ciągu ostatnich kilku dni w Jemenie zginęło blisko 100 osób.
Jeden z głównych dowódców jemeńskiej armii, gen. Ali Mohsen, przeszedł w poniedziałek na stronę opozycji, która domaga się odejścia prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Gen. Mohsen oświadczył, że popiera uczestników protestów.
- Ogłaszamy, że popieramy i ochraniamy młodych ludzi, którzy protestują na Placu Uniwersyteckim w Sanie - powiedział komendant 1. Dywizji Pancernej. Żołnierze tej dywizji zostali rozmieszczeni w poniedziałek w jemeńskiej stolicy - pisze agencja AP.
Na stronę opozycji przeszedł też gen. Sadiq Ali Sarhan, dowódca sił obrony powietrznej - podaje Al-Dżazira. Zbuntowali się również wicegubernator Adenu Wahid Ali Rashid oraz wicegubernatorzy prowincji Hadż, Bajda, Dhamar oraz szef urzędu telekomunikacji, a nawet prezydencki doradca gen. Saleh Aldhanin.
Na stronę opozycji przeszedł też prawdopodobnie gen. Mohsen Ahmed Szabibi, dowódca 26 Brygady Gwardii Republikańskiej.
Prezydent zapewnia
Mimo wszystko prezydent Salah zapewnia, że większość narodu jest po jego stronie. Jego słowa potwierdza minister obrony, podkreślając, że armia wspiera prezydenta w walce przeciwko "puczowi przeciwko demokracji".
Francuzi nie pomagają
Salahowi nie pomagają też zachodnie państwa. Szef francuskiej dyplomacji Alain Juppe oznajmił, że w obecnej sytuacji rezygnacja Salaha "jest nieunikniona".
"Jemeński Tantawi"?
Bunt dowódcy dywizji pancernej, a potem przejście na stronę opozycji Szabibiego, to pierwsze sygnały, że w siłach zbrojnych dotychczas popierających Salaha, następuje podział.
Mohsen jest w Jemenie wpływowym oficerem, cieszy się poparciem weteranów wojskowych, sił islamistycznych, jak też władz sąsiedniej Arabii Saudyjskiej. Jest krewnym Salaha, ale w ostatnich latach popadł w niełaskę.
Na czele sił zbrojnych lojalnych wobec Salaha jest syn prezydenta, przewidywany na jego następcę, Ahmad Salah. Dowodzi Gwardią Republikańską i siłami specjalnymi.
Mohsena uważa się za "jemeńskiego Tantawiego", marszałka polnego armii Egiptu, który w decydującym momencie zmusił Mubaraka do ustąpienia.
Powiązania z islamistami
Od Tantawiego różni się tym, że niechętnie spogląda na niego Zachód. Mohsen jest kojarzony ze starą gwardią islamistów od czasów wojny domowej w 1994 r., gdy wspierany przez nich, pokonał marksistów z południowego Jemenu.
Bliscy krewni Salaha i lojaliści nadal dominują w aparacie bezpieczeństwa. Prezydent może wciąż liczyć na Gwardię Republikańską, Siły Specjalne, Gwardię Prezydencką i kilka innych struktur siłowych. Bunt Mohsena może doprowadzić do walk między różnymi oddziałami.
Starcia w Sanie i na północy kraju
Źródła wojskowe poinformowały, że 20 osób zginęło w walkach między szyickimi rebeliantami a siłami lojalnymi wobec prezydenta Jemenu na północy kraju. Do starć doszło w regionie Al-Dżauf, znajdującym się w pobliżu granicy z Arabią Saudyjską.
W niedzielę w stolicy Jemenu zebrały się tysiące ludzi. Dwa dni wcześniej przed stołecznym uniwersytetem siły bezpieczeństwa krwawo rozprawiły się z demonstrantami, zabijając 52 osoby i raniąc ponad 120.
Fala protestów w Jemenie została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka. Salah, będący u władzy od 32 lat, zapowiedział, że odejdzie w 2013 roku, kiedy wygasa jego kadencja. Opozycja żąda natychmiastowej dymisji.
Źródło: Reuters, tvn24.pl, PAP