Do 23 osób wzrosła liczba ofiar niedzielnej strzelaniny na Wzgórzach Golan, w której izraelscy żołnierze otworzyli ogień do protestujących Palestyńczyków - twierdzą syryjskie media.
Syryjska państwowa agencja informacyjna SANA, cytując ministra zdrowia Waela al-Halki’ego, podała, że w czasie niedzielnej strzelaniny zginęła m.in. kobieta i dziecko, a kolejnych 350 osób zostało rannych. ONZ w swoim komunikacie stwierdziła natomiast, że w starciach "od izraelskiego ognia zginęła nieznana liczba cywili."
Izrael nie komentuje tych doniesień. Pierwsze informacje o wczorajszej strzelaninie mówiły o trzech osobach zabitych i dziewięciu rannych.
"Bohaterska postawa"
Lider zbrojnego ramienia Hezbollahu rządzącego w sąsiadującym Libanie – Sayyed Hassan Nasrallah – określił dziś uczestników niedzielnego protestu mianem "bohaterskich" i stwierdził, że "tymi działaniami dowiedli swojego oddania dla sprawy i tej wspólnoty."
Izrael twierdzi tymczasem, że syryjscy Palestyńczycy zostali wysłani na granicę przez prezydenta Bashara al-Asada, który za wszelką cenę próbuje zachować władzę w Syrii i tymi działaniami odwraca uwagę wspólnoty międzynarodowej od krwawo tłumionej rewolucji.
"Nowa taktyka Palestyńczyków"
Rząd w Tel Awiwie obawia się, że zajścia na Wzgórzach Golan rozpoczną falę podobnych protestów, w których nieuzbrojeni demonstranci będą wymuszali na izraelskich żołnierzach użycie siły, a to doprowadzi do szerokiego poparcia międzynarodowej opinii publicznej dla realizacji palestyńskich celów.
Niedzielne protesty były związane z 44. rocznicą zwycięstwa Izraela w wojnie sześciodniowej w 1967 roku, kiedy to Tel Awiw pokonał połączone armie Egiptu, Syrii i Jordanii, zdobywając w rezultacie Wzgórza Golan, Zachodni Brzeg Jordanu i Strefę Gazy.
W oparciu o tę ostatnią Palestyńczycy chcą stworzyć samodzielne państwo, którego stolicą miałaby zostać wschodnia Jerozolima.
Źródło: Reuters