Mieszkańcy Kirgistanu w niedzielnym referendum zagłosowali za stworzeniem pierwszej azjatyckiej demokracji parlamentarnej. Dmitrij Miedwiediew wyraził wątpliwość czy to najlepsze rozwiązanie dla kraju nieustannie wstrząsanego konfliktami wewnętrznymi.
Wstępne wyniki wskazują, że 90,8 procent głosujących poparło zmiany w konstytucji, proponowane przez rząd tymczasowy Rozy Otumbajewej. Ona sama podsumowała wyniki słowami: "Kirgistan zmierza w kierunku ustanowienia prawdziwej demokracji."
Nowa konstytucja wprowadza system parlamentarny w miejsce obecnego prezydenckiego.
Obecne władze traktują wynik referendum jako wotum zaufania od narodu. Otumbajewa pozostanie więc prezydentem do końca 2011 i jednocześnie będzie pierwszą kobietą w Azji Centralnej zajmującą to stanowisko.
Rosja sceptyczna
Miedwiediew wyraził obawę, czy ustanowienie w Kirgistanie demokracji parlamentarnej nie doprowadzi do dalszej destabilizacji kraju. Jego zdaniem, system polityczny utworzony zgodnie z wynikami referendum, może doprowadzić do upadku tego państwa.
Zaznaczył, że kirgiskie władze nawet teraz nie potrafią zapewnić spokoju w kraju, a będzie im trudniej, jeśli wprowadzą w życie proponowane zmiany w konstytucji.
- Czy to nie doprowadzi do serii problemów, przetasowań w parlamencie, ciągłego przechodzenia władzy z rąk do rąk, a ostatecznie zdobycia kontroli nad krajem przez ekstremistów? - pytał rosyjski prezydent na szczycie G20.
Niestabilna sytuacja
Referendum odbyło się w całkowitym spokoju, pomimo obaw, że głosowanie może spowodować ponowne rozruchy na południu kraju.
W starciach na tle etnicznym, które wybuchły po obaleniu w kwietniu przez społeczną rewoltę prezydenta Bakijewa - według oficjalnych danych - zginęło 258 osób. Nieoficjalnie podawane liczby ofiar są dziesięciokrotnie większe.
Według danych ONZ, z domów uciekło około 400 tysięcy ludzi, do tej pory miało wrócić tylko 75 tysięcy.
Źródło: Reuters