Karawana uchodźców z państw Ameryki Środkowej, dotarła w niedzielę do miasta Tijuana po meksykańskiej stronie granicy z USA. Wszyscy uczestnicy karawany zamierzają wystąpić o azyl polityczny, co będzie sprawdzianem polityki imigracyjnej administracji Trumpa.
Wiceprezydent Mike Pence, występując w poniedziałek na granicy USA z Meksykiem w Kalifornii, powiedział, że uczestnicy karawany są "ofiarami wykorzystywania przez lewicowe organizacje, grupy przestępcze i uprzedzone media".
Wcześniej Kirstjen Nielsen, szefowa resortu bezpieczeństwa wewnętrznego, po dotarciu w niedzielę karawany do granicy amerykańskiej, wydała oświadczenie, ostrzegając, że władze "będą karały tych uczestników karawany, którzy nielegalnie przekroczą granicę USA, zostaną przyłapane na składaniu fałszywych zeznań, bądź na nakłanianiu innych osób do składania fałszywych zeznań".
Szef resortu sprawiedliwości Jeff Sessions nazwał karawanę “celową próbą zmierzającą do podkopania naszych praw i przeciążenia naszego systemu".
Prezydent Trump w ubiegłym tygodniu zapowiedział na Twitterze, że "nie dopuści, aby od razu wszyscy uczestnicy karawany dostali się na teren USA". Występując w poniedziałek podczas wspólnej konferencji prasowej z prezydentem Nigerii Muhammadu Buharim poinformował, że "od tygodni obserwuje karawanę".
"Cały świat się z nas śmieje"
Trump zwrócił uwagę, że niektórym uczestnikom karawany udało się sforsować mur, a raczej metalowy płot zbudowany w przeszłości na granicy meksykańsko-amerykańskiej. Jego zdaniem, jest to kolejny argument przemawiający za budową muru prawie na całej długości granicy USA z Meksykiem, co Trump obiecywał w kampanii wyborczej.
- Jesteśmy narodem opartym na prawie, jeśli nie będziemy mieli granic, nie będziemy mieli państwa - powiedział Trump. Obecne przepisy imigracyjne nazwał "słabymi, śmiesznymi i przestarzałymi".
- Cały świat się z nas śmieje. Nasze ustawodawstwo imigracyjne to katastrofa - dodał.
Prawo międzynarodowe zobowiązuje władze amerykańskie do przyjęcia obcokrajowców ubiegających się o azyl polityczny.
Z karawany uchodźców liczącej około 1200 osób z pogrążonych w chaosie państw Ameryki Środkowej - Salwadoru, Hondurasu i Gwatemali, do granicy meksykańsko - amerykańskiej dotarła w niedzielę około 220 ludzi.
Podobne karawany były organizowane przez organizacje pomocy imigrantom, takie jak Pueblos Sin Fronteras (hiszp. Ludzie bez granic) w poprzednich latach. Jednak żadna z nich nie zyskała takiego rozgłosu jak obecna, które jest traktowana jako wyzwanie dla polityki Trumpa w dziedzinie imigracji.
Karawany organizowane są w celu ochrony ich uczestników zamierzających przejść granice amerykańską, przed gangami przestępczymi podczas ich podróży przez Meksyk. Z reguły karawany podróżują na wiosnę, kiedy warunki atmosferyczne są najdogodniejsze dla osób wędrujących pieszo.
Kilkunastu uczestników złożyło wnioski o azyl
W niedzielę tylko kilkunastu uczestnikom karawany udało się złożyć wnioski o azyl polityczny i odbyć pierwszą rozmowę z funkcjonariuszem urzędu imigracyjnego na przejściu granicznym w San Ysidro, w okolicach San Diego w Kalifornii.
Przedstawiciele urzędu wyjaśnili, że funkcjonariuszom udało się wstępnie rozpatrzyć wnioski tylko niektórych uczestników karawany z powodu ograniczonych możliwości placówki.
Zdaniem "Washington Post", placówka w w San Ysidro ma możliwości pozwalające na przyjęcie i rozpatrzenie wstępnych wniosków ponad 300 osób ubiegających się o azyl polityczny w USA.
Reszta uczestników karawany, w tym kobiety z małymi dziećmi, musiały spędzić noc z niedzieli na poniedziałek po meksykańskiej stronie granicy i prawdopodobnie spędzą tam kolejną noc.
Podczas wstępnego przesłuchania osoba ubiegająca się o azyl polityczny w USA musi udowodnić, że ma "dobrze uzasadnione obawy przed powrotem do swojego rodzinnego kraju z powodu możliwości prześladowań na podłożu rasowym, narodowym, politycznym, religijnym bądź przynależności do określonej grupy społecznej".
Z reguły ok. 20 proc. osób starających się o azyl polityczny w USA jest w stanie wykazać, że ma takie "dobrze uzasadnianie obawy".
Autor: JZ\mtom / Źródło: PAP