"Jestem Ratko Mladić". "Tylko bez numerów!"


Z dwoma pistoletami wyszedł na podwórko domu swojego kuzyna, bo nie mógł spać. Wtedy - z czterech dżipów - wyskoczyło ponad 20 funkcjonariuszy służb specjalnych. Agenci wkroczyli do ogrodu, złapali mężczyznę i rzucili go twarzą w dół. "Podaj nazwisko" - wykrzyknął jeden z policjantów. "Jestem Ratko Mladić" - odpowiedział szeptem obezwładniony. "Tylko bez numerów!" - ostrzegł policjant.

Taki przebieg zdarzeń przekazali agencji Associated Press trzej serbscy policjanci, którzy uczestniczyli w operacji zatrzymania byłego dowódcy armii Serbów bośniackich Ratko Mladicia.

Policjanci powiedzieli, że nie mieli od wywiadu informacji wskazujących, że Mladić jest akurat w domu swojego kuzyna we wsi Lazarevo (na północy Serbii), a czwartkowa operacja była jedną z wielu, jakie przeprowadzili, próbując go schwytać w różnych miejscach Serbii.

Wyglądał słabowicie

Do zatrzymania doszło o godz. 5 nad ranem w czwartek, kiedy większość z 2 tys. mieszkańców miejscowości jeszcze spała. Mladić nie spał i znajdował się wewnątrz żółtego budynku z cegły, otoczonego pomalowanym na biało, zardzewiałym ogrodzeniem. Jak twierdzi policja, wyglądał słabowicie i nie mógł spać z powodu bólu wywołanego dolegliwościami, które pojawiły się podczas 16 lat ukrywania się.

Syn Mladicia, Darko, twierdzi, że ojciec przeszedł dwa udary, ma częściowo sparaliżowaną prawą rękę i z trudem mówi. Mladić właśnie wychodził do ogrodu, gdy czterech zamaskowanych policjantów w czarnych mundurach przeskoczyło przez ogrodzenie i go złapało. Gdy policjant zażądał przekazania dwóch pistoletów, Mladić usłuchał.

Nikt nie dostanie nagrody

Według przedstawicieli serbskich władz, nikt nie dostanie nagrody wysokości 10 mln dol. za przyczynienie się do jego aresztowania, ponieważ policja od nikogo nie dostała informacji na ten temat.

Policja twierdzi, że dowiedziała się, iż Mladić przeniósł się do zamieszkanego w większości przez Serbów bośniackich Lazareva około dwóch lat temu.

Poprosił o truskawki i dostał

Jak ujawnił agencji AP przedstawiciel serbskiego wymiaru sprawiedliwości, Mladić został osadzony w celi serbskiego sądu ds. zbrodni wojennych, gdzie na swoją prośbę dostał w piątek truskawki. Poprosił także o powieści Tołstoja i telewizor, ale nie jest jasne, czy je dostał.

Zwrócił się także o możliwość odwiedzenia belgradzkiego grobu swojej córki Any, która popełniła samobójstwo w 1994 r.

Efekt żmudnej pracy Serbów

Serbski prokurator ds. zbrodni wojennych Vladimir Vukczević powiedział w piątek, że zagraniczne służby nie uczestniczyły w ustalaniu miejsca pobytu i zatrzymaniu Mladicia. - Aresztowanie Mladicia jest skutkiem żmudnej pracy ekipy tropiącej i naszych służb bezpieczeństwa - powiedział Vukczević agencji Tanjug.

- Często bywaliśmy niedoceniani (...). Ale mimo wszystkich podejrzeń, w tym wśród niektórych osób należących do naszej ekipy, pokazaliśmy, że mieliśmy rację i doszło do aresztowania - dodał.

U kuzyna od kilku lat

Tymczasem serbski minister spraw wewnętrznych Ivica Daczić powiedział Tanjugowi, że Mladić mieszkał ze swoim kuzynem w Lazarevie "od dość długiego czasu, może nawet od kilku lat".

Jak zaznaczył, nie miał własnych środków finansowych i zostanie otwarte śledztwo mające ustalić, kto mu przez tyle lat pomagał. Minister obrony Dragan Szutanovac zapewnił, że armia serbska nigdy nie ukrywała miejsca jego pobytu i w najbliższych tygodniach zostanie wyjaśnione, gdzie przebywał przez ostatnie lata. - Nie było żadnej informacji o możliwej kryjówce Mladicia - zapewnił.

Pracował jako murarz

Serbski dziennik "Blic" zamieścił w piątek rozmowę ze studentem, który twierdzi, że w zeszłym roku pracował z Mladiciem na budowie w mieście Zrenjanin, niedaleko którego leży Lazarevo, 85 km na północ od Belgradu. Mladić był tam jakoby murarzem.

- Był jak każdy inny robotnik. Pracowaliśmy razem i wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia. Nie mogę uwierzyć, że Milorad Komandić to w rzeczywistości Ratko Mladić - powiedział student.

Niektóre media serbskie twierdzą, że Mladić żył pod fałszywym nazwiskiem, czemu władze zaprzeczają.

Student utrzymuje, że latem ubiegłego roku jadł obiad z Mladiciem na budowie współfinansowanej przez UE. Nawet mu powiedział, że przypomina zbrodniarza wojennego, na co ten miał odpowiedzieć z uśmiechem: "Wiele osób jest podobnych do Mladicia". Według studenta Mladić nigdy nie mówił o polityce.

Źródło: PAP