Izrael trzeci dzień walczy z płomieniami. Bez skutku


Już trzeci dzień izraelscy strażacy, przy znacznym wsparciu z zagranicy, walczą z potężnym pożarem lasów w okolicy Hajfy na północy kraju. Władze określają pożogę jako największą w historii Izraela i przyznają, że nie mogą opanować żywiołu. Policja uważa, że przyczyną pożaru były zaniedbania popełnione przez ludzi.

W płomieniach zginęło już 41 osób, w tym 36 strażników więziennych jadących autokarem na pomoc w ewakuacji więzienia. Ogień rozprzestrzenił się na powierzchni ponad trzech tysięcy hektarów. Ewakuowano 17 tysięcy ludzi, wiele domów jest spalonych.

- Na obecnym etapie jeszcze jesteśmy daleko od zduszenia pożaru. To nie my go kontrolujemy, a on kontroluje nas - powiedział w sobotę wojskowemu radiu Szimon Romah, szef izraelskich strażaków.

Nawet wrogowie pomagają

Po czwartkowym apelu premiera Benjamina Netanjahu do Izraela przybywa pomoc z zagranicy. W piątek dotarły pierwsze samoloty z Bułgarii, Jordanii, Grecji i Wielkiej Brytanii. Na miejsce dotarły też samoloty z Cypru, Rosji, Francji, a także Turcji (z którą Izrael ma obecnie napięte stosunki, wręcz wrogie). Rosja przysłała wielki samolot Ił-77, który jednorazowo zrzuca 42 tysiące litrów wody.

Rzecznik izraelskiej policji Micky Rosenfeld powiedział, że przyczyną wybuchu pożaru nie było prawdopodobnie podpalenie a zaniedbania. Wcześniej mówiono o tym, że pożar wybuchł na nielegalnym wysypisku śmieci i rozprzestrzenił się błyskawicznie w warunkach panującej dotkliwej suszy.

Premier Netanjahu przyznał, że Izraelowi brakuje środków do walki z ogniem, zwłaszcza samolotów. Według izraelskich mediów eksperci od lat ostrzegali, że strażakom brakuje środków w walce z pożarami, które mogłyby wybuchnąć podczas ewentualnej wojny. - Wczoraj okazało się, że Izrael nie jest przygotowany na wojnę lub masowy atak terrorystyczny z wieloma ofiarami na froncie - napisał dziennik "Haarec" w piątkowym komentarzu redakcyjnym.

Źródło: PAP, tvn24.pl