Izrael: Iran musi się bać ataku


Premier Izraela Benjamin Netanjahu starał się nakłonić wiceprezydenta USA Joe Bidena do zajęcia ostrzejszego stanowiska wobec Iranu. - Konieczne jest, aby Iran bał się ataku militarnego na swoje obiekty nuklearne - miał według izraelskich mediów powiedzieć premier.

Netanjahu podkreślił między innymi, że choć sankcje są dla Iranu dotkliwe, to Teheran będzie z determinacją dążył do wyprodukowania broni nuklearnej. Chyba że Irańczycy uznają, iż atak militarny na jego obiekty jest "realną opcją".

Nie ujawniono, co odpowiedział Biden. Natomiast amerykański minister obrony Robert Gates oświadczył w reakcji na apel Netanjahu o "wiarygodną groźbę militarną" wobec Iranu, że sankcje międzynarodowe okazują się skuteczniejsze, niż Teheran przypuszczał.

- Nie zgadzam się z tym, że tylko wiarygodna groźba militarna może skłonić Iran do podjęcia działań, które powinien podjąć - powiedział w poniedziałek Gates, przebywający w Australii. Dodał, że Amerykanie nadal wierzą, iż ich działania polityczne i gospodarcze "mają wpływ na Iran".

Trudna sytuacja

W ubiegłym tygodniu izraelski wywiad wojskowy informował, że Iran ma już dość wzbogaconego uranu, by wyprodukować jedną bombę atomową. Wkrótce ma go mieć już tyle, że wystarczy na dwie bomby. Izrael jest uczulony na punkcie irańskiego programu jądrowego, ponieważ prezydent Mahmud Ahmadineżad wielokrotnie otwarcie nawoływał do "wymazania państwa żydowskiego z map".

Izrael już raz skorzystał z rozwiązania siłowego, gdy otwarcie wrogi mu kraj zaczął mieć realne szanse wyprodukowania broni atomowej. W 1981 roku lotnictwo izraelskie w zaskakującym ataku zniszczyło iracki reaktor jądrowy w Ossiraku. W przypadku Iranu przeprowadzenie podobnego ataku może być o wiele trudniejsze. Teheran nauczony dotkliwą porażką Saddama z rąk izraelskiego lotnictwa, nie skoncentrował swojego programu nuklearnego w jednym miejscu. Instalacje są rozproszone w całym Iranie i bardzo często ukryte w bunkrach głęboko pod ziemią.

Źródło: PAP