- Naprawdę nie wiem, co zniknie najpierw. Ich wzbogacony uran, czy słaby rząd. Mam nadzieję, że słaby rząd - tak izraelski prezydent Szimon Peres skomentował powyborcze zamieszanie w Iranie. Z kolei prezydent Iranu oskarżył USA i Wielką Brytanię o mieszanie się w wewnętrzne sprawy jego kraju.
- Pozwólcie młodym ludziom podnieść głos wolności na rzecz pozytywnej polityki. Pozwólcie irańskim kobietom, bardzo odważnej grupie narodu, wyrazić ich pragnienie równości i wolności - mówił Peres w rzadkim wystąpieniu na temat Iranu.
Izraelscy politycy unikają bowiem bezpośrednich komentarzy na temat kryzysu politycznego w Iranie, podczas którego zwolennicy reformatorskiej opozycji sprzeciwiają się sfałszowanym ich zdaniem wynikom wyborów prezydenckich.
Bardziej niż problemami z demokracją w Iranie, Tel Awiw interesuje się losami irańskiego programu atomowego, który, ich zdaniem, może zagrozić kruchej równowadze na Bliskim Wschodzie.
We wtorek szef Mossadu Meir Dagan ostrzegł, że Teheran będzie w stanie wybudować bombę atomową do 2014 r. Iran zastrzega się, że jego program nuklearny służy jedynie celom pokojowym.
Ostrzeżenie dla Amerykanów i Brytyjczyków
Zaniepokojone irańskimi postępami w technologii nuklearnej są również państwa Zachodu, m.in. Wielka Brytania, Francja i Niemcy. Kraje te wyraziły się też krytycznie na temat polityki władz wobec opozycji.
Dlatego też szef irańskiego parlamentu Ali Laridżani wezwał deputowanych do przemyślenia polityki wobec tych państw, wobec ich "karygodnych" uwag na temat sytuacji w Iranie.
Prezydent Mahmud Ahmadineżad poszedł jeszcze dalej w krytyce Zachodu, domagając się w niedzielę od Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zaprzestania mieszania się w wewnętrzne sprawy Iranu.
Szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband niemal natychmiast zaprzeczył, by Londyn manipulował antyrządowymi protestami.
Źródło: Reuters