Choć powyborcze protesty w Iranie były uprzednio zaplanowane, to nie ma dowodów na to, że ich organizatorzy byli podżegani przez Zachód - uznał najwyższy religijny przywódca Iranu, ajatollah Ali Chamenei.
Podobne zdanie wyrażał wielokrotnie m.in. prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad, kierując jednak oskarżenia m.in. w stronę USA. Jednak Chamenei okazał się bardziej wstrzemięźliwy.
- Nie oskarżam przywódców ostatnich incydentów, że są podlegli zagranicy, np. Stanom Zjednoczonym bądź Wielkiej Brytanii, ponieważ nie zostało to mi udowodnione - powiedział ajatollah w przemówieniu odczytanym w państwowej telewizji.
Podkreślił jednak, że nie ma wątpliwości, iż demonstracje, do których doszło po wyborach prezydenckich 12 czerwca, były wcześniej zaplanowane.
Krwawe protesty
W połowie czerwca doszło w Iranie do powyborczych protestów. Gdy ogłoszono zwycięstwo Mahmuda Ahmadineżada, zwolennicy irańskiej opozycji (w szczególności Mir-Hosejna Musawiego), wyszli na ulice Teheranu.
Zostały one jednak krwawo stłumione. Zginęło w nich co najmniej 30 osób, a setki zostało aresztowanych. We wtorek ruszył czwarty zbiorowy proces aresztowanych wówczas zwolenników reform.
Źródło: BBC News, PAP, TVN CNBC
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org