Dwa lata temu Indiami wstrząsnęła zbrodnia, do jakiej doszło w New Delhi. 23-letnia studentka była przez niemal godzinę brutalnie gwałcona i torturowana w autobusie. Następnie oprawcy wyrzucili ją nagą i ciężko pobitą na ulicę. Dwa tygodnie później kobieta zmarła. - Kiedy ją gwałcono, nie powinna była się opierać. Powinna była siedzieć cicho - mówi we wstrząsającej rozmowie z brytyjską dokumentalistką jeden z mężczyzn skazanych na śmierć za udział w gwałcie.
16 grudnia 2012 r. 23-letnia kobieta wybrała się z przyjacielem do kina na film "Życie Pi". Po pokazie, około godziny 20.30, para wsiadła do prywatnego autobusu, który miał ich zawieźć do domu. W środku znajdowało się sześciu mężczyzn, pięciu z nich było pełnoletnich. Mężczyźni pobili towarzysza kobiety, uniemożliwiając mu jakiekolwiek próby stanięcia w jej obronie. Następnie torturowali, bili metalowym prętem i gwałcili kobietę. Nagą i zmasakrowaną dziewczynę oprawcy porzucili na ulicy. Zmarła w szpitalu dwa tygodnie później.
Zbrodnia wstrząsnęła Indiami tak bardzo, że wydawało się, iż doprowadzi do zmian, które usprawniłyby wymierzanie sprawiedliwości sprawcom gwałtów. Spodziewano się również, że wstrząs spowoduje dyskusję na temat traktowania kobiet w Indiach i pozwoli zwalczyć przekonanie, że ofiary same zasłużyły na to, co je spotkało.
Brytyjska dokumentalistka Leslee Udwin w czasie pracy nad filmem o sytuacji kobiet w Indiach rozmawiała m.in. z kierowcą autobusu, w którym doszło do gwałtu w New Dehli. Mukesh Singh jest jednym ze skazanych na śmierć mężczyzn. Razem z kolegami odwołuje się jednak od wyroku. Mimo że prokuratorzy twierdzą, iż oprawcy wymieniali się za kółkiem autobusu i tym samym wszyscy uczestniczyli w zbrodni, Singh zapewnia, iż przez cały czas prowadził pojazd.
"Porządna dziewczyna nie szwenda się po ulicach"
W cytowanych przez BBC rozmowach z reżyserką Singh nie wykazał żadnej skruchy. Przeciwnie - wyraził zdziwienie z powodu "zamieszania", które zostało wywołane przez gwałt. Uważa również, że dziewczyna sama zasłużyła na swój los. Jak zauważa jednak Udwin, wbrew swoim oczekiwaniom nie spotkała psychopaty, który z zimną krwią dopuścił się makabrycznych czynów, a przerażająco zwyczajnego mężczyznę wyrażającego poglądy, które w Indiach nikogo nie zaskakują.
- Porządna dziewczyna nie szwenda się po ulicach o 21 w nocy. Dziewczyna ponosi o wiele większą odpowiedzialność za gwałt niż chłopak - tłumaczył reżyserce mężczyzna.
- Prace w domu, opieka nad domowym ogniskiem - to są zajęcia dla dziewczyn, a nie szlajanie się po dyskotekach i barach w nocy w nieodpowiednim stroju - kontynuował Singh.
"Powinna była siedzieć cicho"
Jak dodał, w przypadku takich osób zrozumiała jest chęć wymierzenia sprawiedliwości. Odnosząc się do zbrodni w autobusie, podkreślił, że dziewczyna "nie powinna była się bronić".
- Powinna była siedzieć cicho - ocenił. Jak tłumaczył, gdyby tak się stało, dziewczyna zostałaby "jedynie" zgwałcona, a jej towarzysz lekko pobity.
Zdaniem Singha, kary śmierci za gwałt i zwiększające się zainteresowanie sytuacją kobiet jedynie pogarszają sprawę. - Dla kobiet będzie po prostu bardziej niebezpiecznie. Kiedy będą gwałcić, nie będą już zostawiać dziewczyn tak jak wcześniej. Teraz będą je zabijać. Wcześniej gwałcili i byli pewni, że dziewczyna nie piśnie nikomu ani słowa - wyjaśniał.
Czterech mężczyzn biorących udział w gwałcie w New Dehli zostało skazanych na karę śmierci przez powieszenie. Zaraz po wyroku sprawcy zapowiedzieli, że będą się odwoływać. Piąty mężczyzna popełnił samobójstwo w celi więziennej. Szósty z nich, który w momencie popełniania zbrodni miał mniej niż 18 lat, został skazany na trzy lata więzienia.
Autor: kg\mtom / Źródło: bbc.co.uk