Szwedzka policja nie prowadzi żadnego dochodzenia w sprawie udziału szwedzkiego obywatela w kradzieży napisu "Arbeit macht frei" w byłym obozie Auschwitz. Temat nie istnieje też dla szwedzkich mediów. Historię kradzieży z wplecionym dość nieprawdopodobnym wątkiem opisała tylko jedna gazeta.
- Nie otrzymaliśmy w tej sprawie żadnego sygnału od naszych polskich kolegów i nie oczekujemy go w czasie świątecznych dni - powiedział szef krajowego pionu służby kryminalnej, odpowiednika polskiego CBŚ, komisarz Bertil Olofsson.
Wątek, że zlecenie na kradzież mogło być złożone w Szwecji pojawił się już na początku tygodnia. Złodzieje i organizator kradzieży zabytkowej tablicy mieli otrzymać od zleceniodawcy z zagranicy 120-125 tysięcy szwedzkich koron. Świadczą też o tym wnioski z przeglądu bilingów telefonicznych jednego ze sprawców.
Historię opisuje tylko jedna szwedzka gazeta. Według bulwarówki "Aftonbladet" za kradzieżą może stać szwedzka organizacja nazistowska, która planuje także zamach na... premiera Szwecji i parlament tego kraju.
Wpadli po trzech dniach
Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" została skradziona w piątek nad ranem. Napis w trzech częściach odnaleziono późnym wieczorem w niedzielę we wsi Czernikowo koło Torunia.
Policjanci zatrzymali dotychczas pięciu mężczyzn podejrzanych o kradzież. Prokuratura Okręgowa w Krakowie czterem z nich postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży oraz uszkodzenia tego zabytku i dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury. Podobny zarzut - udziału w grupie oraz nakłaniania do kradzieży i zniszczenia napisu usłyszał w poniedziałek wieczorem piąty podejrzany. Wszyscy na wniosek prokuratury trafili do aresztu na trzy miesiące.
Źródło: TVN24, IAR
Źródło zdjęcia głównego: TVN24