Po trzęsieniu ziemi w Japonii tysiące ludzi szukają swoich bliskich, rozpaczliwie apelując w internecie o kontakt z tymi, którzy mogą coś wiedzieć. Oficjalnie ponad 8 tysięcy osób uznaje się za zaginione. Nieoficjalnie mówi się o kolejnych tysiącach. Nie sposób ocenić, ilu z nich wciąż żyje.
W poszukiwaniu bliskich zrozpaczonym Japończykom pomaga m.in. Twitter, na którym ludzie umieszczają krótkie informacje.
"Czy Matsunaga Kazuki zamieszał w Sendai jest bezpieczny? Ocalał?" - pyta użytkowników internetu Wani Aomori, krewny zaginionego, zaś w elektronicznym wydaniu "Yomiuri Shimbun", jednej z największych japońskich gazet, można znaleźć apel: "Czy ktoś nie spotkał Johna, który uczył w szkole języka angielskiego w Sendai? Jest Australijczykiem, martwi się o niego matka. Może jest w centrum dla ewakuowanych? Proszę o wiadomość tutaj lub do jego młodszego brata na Facebooku. Serdecznie dziękuję. Pyta Bossami".
"Jeśli byłeś na uniwersytecie..."
Ludzie próbują odszukiwać się przede wszystkim w społecznościach, w których żyli przed trzęsieniem ziemi: w zakładach pracy, szkołach czy uczelniach. Swoich kolegów szukają m.in. studenci z Uniwersytetu Yamanashi w Kofu. Na stronie uczelni apelują: "Jeśli byłeś na uniwersytecie, gdy wybuchło trzęsienie ziemi, podaj swoje miejsce pobytu i wpisz nazwisko w aplikacje".
Uczelnia prosi o dokładne informacje: "Jeśli byłeś poza uniwersytetem, napisz na podany adres i wypełnij formularz o zaginionych studentach. Jeżeli nie działa ci komputer, wyślij do nas kartkę pocztową. Podaj adres oraz wydział i nazwisko" - można przeczytać na na stronie internetowej uniwersytetu.
Automaty na pomoc
Ciężar odszukiwania zaginionych wzięły na siebie media oraz duże firmy sektora prywatnego. Znaczną pomocą w tych trudnych dla Japończyków dniach są zaawansowane technologicznie automaty zgłoszeniowe. Używane powszechnie na co dzień znalazły zastosowanie również w dniach kataklizmu.
Wyjątkową popularnością cieszy się automatyczna infolinia zgłoszeniowa uruchomiona przez sieć NTI, jednego z głównych operatorów telefonicznych w Japonii. Jak za jej pośrednictwem szukać bliskich, wyjaśnia zaś graficzna instrukcja zamieszczona na stronach ekonomicznego dziennika "Nihon Kenzai Shimbun". Żeby odszukać zaginionych, trzeba zadzwonić pod wybrany numer i wbijając kolejne cyferki infolinii, podawać szczegółowe informacje na temat zaginionego: jego personalia, wiek, miejsce ostatniego pobytu itd. Informacje te trafią potem do elektronicznej bazy, która zwiększa szanse na skojarzenie zaginionych.
Prywatne firmy pomagają najbardziej
Tokimasa Sekiguchi, znany w Polsce profesor polonistyki, którego trzęsienie ziemi zaskoczyło w domu w Tokio, potwierdza, że najwięcej do zaoferowania przy odszukiwaniu zaginionych mają właśnie portale internetowe i zaawansowane technologiczne duże firmy sektora prywatnego.
- Policja i administracja państwowa próbuje pomagać, ale wychodzi im to słabo. Szybciej i prężniej działa sektor prywatny. Rząd jest ociężały, a samorządy lokalne same są w kłopocie i niewiele mogą zrobić. Prywatne firmy pomagają teraz najbardziej - powiedział Tokimasa Sekiguchi.
- Rząd nie musi wszystkiego zrobić, a poza tym istnieje bariera językowa, bo nieszczęście dosięgło też wielu cudzoziemców. Społeczeństwo nie ma wyjścia. W dużym stopniu sami musimy w czasie tej wielkiej próby poradzić sobie z tragedią - dodaje.
Źródło: PAP