Podczas gdy na dnie Atlantyku trwają gorączkowe poszukiwania czarnych skrzynek rozbitego Airbusa, eksperci przekonują, że te urządzenia mogą niedługo okazać się niepotrzebne.
Tzw. czarne skrzynki mają bowiem zasadnicze wady - żeby odczytać zawarte w nich informacje, trzeba je najpierw odnaleźć, co nie zawsze jest łatwe, a po drugie skrzynki emitują sygnał ułatwiający ich odnalezienie zaledwie przez 30 dni.
Wszystko to sprawia, że bez odnalezienia czarnej skrzynki - co jednak zdarza się niezwykle rzadko - tajemnica danej katastrofy może zostać niewyjaśniona.
Dlatego też eksperci zastanawiają się nad wprowadzeniem innego sposobu zapisywania parametrów lotu samolotów cywilnych. Mogłoby to się dziać, jak już teraz w przypadku wielu samolotów wojskowych, za pomocą bezpośredniej transmisji danych.
Technologia taka jednak, wprowadzona w tysiącach maszyn, może się okazać zbyt kosztowna. - Badania trwają od lat. Są argumenty za i przeciw, ale są też koszty - mówi Paul-Louis Arslanian, szef francuskich służb badających katastrofy lotnicze.
Za drogo, ale bezpiecznie
Dan Elwell z amerykańskiej Aerospace Industries Association dodaje zaś, że chociaż streaming danych jest już technicznie możliwy, to jednak jego koszty czynią go zupełnie niepraktycznym.
Wygląda więc na to, że czarna skrzynka długo jeszcze będzie podstawowym narzędziem "ubezpieczeniowym" samolotów. Jednak Bruce Coffey, jeden z szefów firmy produkującej te urządzenia uważa, że bezpośrednia transmisja danych mogłaby być stosowana razem z czarnymi skrzynkami.
Taki system byłby, według słów Coffeya, "paskiem z szelkami", dodatkowym zabezpieczeniem na wypadek katastrofy.
Źródło: Reuters