"Czarna skrzynka" statku Costa Concordia jest zepsuta i nie będzie można z niej odczytać żadnych danych. Okazuje się, że urządzenie uległo awarii na 15 dni przed katastrofą - podają włoskie media, powołując się na śledczych. To kolejna zagadka w katastrofie, wokół której - według włoskich dziennikarzy - powstała "zmowa milczenia".
Wokół katastrofy statku narasta coraz więcej tajemnic i wątpliwości. W niedzielę sztab koordynujący akcję ratunkową przyznał, że trudno ustalić pełną listę zaginionych, ponieważ wiele wskazuje na to, iż na pokładzie były osoby, których obecności nigdzie nie zarejestrowano. Takie podejrzenia dotyczą na przykład kobiety, której zwłoki znaleziono w sobotę. Nie figurowała ona na żadnej liście.
Na oficjalnej, ale - jak się przypuszcza - niekompletnej liście poszukiwanych jest 12 Niemców, sześciu Włochów, dwóch Francuzów, dwóch Amerykanów, obywatel Indii oraz Peru; łącznie - 24 nazwiska.
Czarna skrzynka zepsuta
W niedzielę media poinformowały powołując się na śledczych, że czarna skrzynka statku Costa Concordia jest zepsuta i nie będzie można z niej odczytać żadnych danych. Okazuje się, że urządzenie uległo awarii 15 dni przed katastrofą z 13 stycznia i załoga prosiła o jego naprawienie.
Zagadka czarnej skrzynki to kolejna niewiadoma, która komplikuje postępowanie wyjaśniające okoliczności tragedii na Morzu Tyrreńskim u wybrzeży wyspy Giglio, gdzie Costa Concordia z 4200 osobami na pokładzie uderzyła o skały.
Prokuratura poszukuje również osobistego komputera kapitana statku Francesco Schettino i stara się ustalić tożsamość kobiety, która według zeznań świadków wynosiła komputer z wycieczkowca.
"Zmowa milczenia"
Z kolei dziennik "La Stampa" zwraca uwagę, że wokół tego, co się stało, panowała zmowa milczenia, która opóźniła ewakuację i mogła przesądzić o bilansie ofiar. Nowe światło na wydarzenia na pokładzie w pierwszej godzinie po uderzeniu o skały rzuca przytoczona przez gazetę relacja funkcjonariuszy Gwardii Finansowej, którzy pierwsi podpłynęli statkiem ratunkowym do Concordii.
Jak wynika z ich opisu, na pokładzie panowała kompletna cisza. Przez głośniki nie nadawano żadnych komunikatów. Patrol zaś wzywał bezskutecznie przez megafon kapitana i członków załogi. Przestraszeni ludzie stali przy balustradzie.
Relacja patrolu wyjaśni tajemnicę?
Gazeta podkreśla, że w śledztwie należy wyjaśnić, dlaczego kapitan Francesco Schettino i jego załoga nie reagowali. Być może w relacji Gwardii Finansowej znajduje się klucz do odpowiedzi na zasadnicze pytanie o przyczyny tego, że przez kilkadziesiąt minut nie ogłaszano alarmu i ewakuacji - zastanawia się dziennik.
"La Stampa" zauważa, że kilka minut przed przybyciem jednostki patrolowej kapitanat pobliskiego portu w Livorno skontaktował się z przedstawicielem załogi, który cztery razy zapewnił go, że doszło jedynie do awarii prądu. Zobacz rozmowę portu z Concordią.
Zawiódł system wart miliony
Co było przyczyną tej absolutnej zmowy milczenia? - zastanawia się turyński dziennik. Zwraca uwagę, że kapitan Schettino nieco wcześniej zadzwonił do sztabu operacyjnego armatora, Costa Crociere, informując dyżurnego o tym, że "napytał biedy". - Mówię prawdę - powiedział.
Dlaczego jednak nie powiedział tej prawdy straży przybrzeżnej i Gwardii Finansowej? - pyta "La Stampa". Ujawnia następnie, że prowadzący śledztwo podejrzewają, iż kapitan otrzymał precyzyjne dyspozycje, zabraniające mu informowania innych o rozgrywającej się tragedii. Czy wydał je armator, czy tylko dyżurny sztabu? - odpowiedź na to pytanie musi przynieść dochodzenie.
Przedmiotem postępowania jest także to, dlaczego kupiony za 320 mln euro system alarmowy kontroli ruchu na morzu w kapitanatach nie poinformował o awarii Concordii. 20 minut po tym, jak statek wpadł na skałę, urządzenia te wskazywały, że odbywa się "normalny ruch na morzu".
Według informacji podanych przez szefa Obrony Cywilnej zidentyfikowano dotychczas 8 z 13 ofiar śmiertelnych katastrofy - 4 obywateli Francji, Włocha, Węgra, Niemca i Hiszpana.
Źródło: PAP