Chińczycy też próbują się buntować

Aktualizacja:

Chińczycy też próbują się buntować przeciw władzy. Do demonstracji zainspirowanej wydarzeniami w krajach arabskich, wzywano przez internet. Odzew, jak na możliwości miliardowego kraju, był bardzo nikły. Z nielicznymi odważnymi szybko poradziła sobie policja.

Według Centrum Informacyjnego Praw Człowieka i Demokracji z siedzibą w Hongkongu, w całym kraju zatrzymano ponad 100 działaczy. Władze ocenzurowały internetowe wezwania do protestów w Pekinie, Szanghaju i 11 innych miastach.

Krótkotrwały bunt

Według państwowej agencji Xinhua, kilkadziesiąt osób zebrało się w odpowiedzi na apel o udział w "jaśminowej rewolucji" (tak nazwano wystąpienia, w wyniku których odsunięto w ostatnich dniach od władzy tunezyjskiego prezydenta Ben Alego) na głównej ulicy handlowej Pekinu, Wangfujing.

Protestujący próbowali zebrać się pod McDonaldem odległym o kilkaset metrów od Placu Tiananmen. Do akcji szybko wkroczyła policja, która zdecydowanie rozproszyła demonstrację.

W Szanghaju policja zatrzymała kilka osób, które usiłowały zwrócić na siebie uwagę przed kawiarnią Starbucks. Nie miały transparentów i nie jest jasne, jakie były ich intencje. Nie ma doniesień o protestach w innych miastach.

Organizatorzy akcji wzywali w internecie o wykrzykiwanie podczas protestów: "Chcemy jedzenia, chcemy pracy, chcemy mieszkania, chcemy sprawiedliwości". Wielu działaczy twierdzi, że nie wiedzą, kto kryje się za tymi apelami. Według agencji AFP, są to prawdopodobnie chińscy dysydenci z zagranicy.

Źródło: Reuters