Po blisko 20 latach rządów centrolewicy Chile zmierza w prawą stronę. Wynika tak przynajmniej z wyników pierwszej rundy wyborów prezydenckich, którą z 44,03 proc. poparcia, wygrał kandydat konserwatystów Sebastian Pinera.
W drugiej turze 17 stycznia jego rywalem będzie kandydat koalicji centrolewicowej Eduardo Frei Ruiz-Tagle, który zdobył w niedzielnych wyborach 29,62 proc. głosów - wynika z rezultatów ogłoszonych po przeliczeniu ponad 98 proc. kart do głosowania.
Kolejny kandydat, socjalista Marco Enriquez-Ominami, dostał 20,12 proc. głosów. Na ostatnim miejscu znalazł się przedstawiciel radykalnej lewicy Jorge Arrata z 6,21 proc. głosów.
Pinera jak Obama
60-letni Pinera, miliarder i udziałowiec chilijskich linii lotniczych LAN, wysunął się na prowadzenie zgodnie z przewidywaniami przedwyborczych sondaży. Jeśli zwycięży też w drugiej turze, oznaczać to będzie przejęcie władzy z rąk centrolewicy, która rządziła Chile nieprzerwanie od zakończenia dyktatury gen. Augusto Pinocheta (1973-1990).
Pierwsza w Chile kobieta-prezydent, socjalistka Michelle Bachelet, która po czterech latach rządów cieszy się bezprecedensowym, 80-procentowym poparciem wyborców, nie mogła kandydować, ponieważ konstytucja nie pozwala na sprawowanie dwóch mandatów prezydenckich z rzędu.
Senat w impasie
Pinera, który przeprowadził świetną kampanię, wzorowaną na kampanii prezydenta USA Baracka Obamy, głosując w Santiago zapowiedział "nadejście dla Chile lepszych dni, na które czeka wielu ludzi".
W niedzielę Chilijczycy wybierali także połowę z 38 członków Senatu i wszystkich 120 deputowanych. Według niedzielnych prognoz żadnemu z bloków nie udało się stworzyć większości absolutnej.
Źródło: PAP