W kajdankach i pod czujnym okiem policjantów zaczął wtorek były prezydent Tajwanu Czen Szuej-bien. Śledczy zarzucają mu korupcję.
58-letniego Czena, prezydenta wyspy w latach 2000-2008, zatrzymano rano i od razu przewieziono do prokuratury, gdzie przez pięć godzin trwało przesłuchanie.
Z prokuratury Czen został wyprowadzony w kajdankach. Towarzyszyły mu okrzyki zwolenników: "To polityczne prześladowanie" i "Tajwan, na zdrowie!". Sam eksprezydent oskarżył rządzącą partię Kuomintang, która opowiada się za zbliżeniem z Pekinem, o prześladowanie go pod presją chińskich władz.
Czen był zdecydowanym przeciwnikiem Pekinu.
Brałem, ale nie dla siebie
To nie pierwsze problemy Czena z prawem. W 2006 roku był podejrzanym w śledztwie o sprzeniewierzenie prawie 15 mln dolarów tajwańskich (ok. 345 tys. euro) z funduszy publicznych, ale wówczas chronił go immunitet.
Czen przyznał, że używał fałszywych pokwitowań dla odbioru publicznych pieniędzy, ale zapewniał, że trafiały one do "tajnych misji dyplomatycznych", a nie do jego kieszeni.
Tajwańscy śledczy ustalili jednak, że w 2007 roku na konto jego synowej w Szwajcarii wpłynęło 21 mln USD. Środki te zostały zamrożone.
Pierwszy taki przypadek
Prezydent jeszcze nie został aresztowany, ale już wystąpiono do sądu o odpowiednią zgodę. Jeśli zostanie udzielona, będzie to pierwszy w historii tajwański eksprezydent, który trafi do aresztu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN