Burza po zamachu butami

Aktualizacja:
 
Al Zaidiego broni iracka ulicaEPA/PAP

Najpierw był rzut butami w prezydenta USA George'a W. Busha, później areszt, teraz ma być kara. Ale z ukaraniem 29-letniego dziennikarza, który próbował "upolować" amerykańskiego prezydenta może być ciężko, bo Muntadar as-Zeidi ma swoich obrońców.

Echa zamachu (dosłownie i w przenośni) butami w kierunku prezydenta Busha nie milkną w świecie arabskim. W środę obrońcy 29-letniego dziennikarza przerwali posiedzenie irackiego parlamentu w sprawie rezolucji wzywającej wszystkie nieamerykańskie wojska do opuszczenia do końca czerwca Iraku.

Premier po stronie Busha

Deputowani przekrzykiwali się, czy dziennikarza zwolnić z więzienia, czy pozostawić sprawę sądowi. Przewodniczący Mahmud al-Maszhadani wykrzyknął w końcu: - Żaden honor z przewodzenia temu parlamentowi, ogłaszam rezygnację.

Ale tej nie wzięto do końca "na serio". Nawet przedstawiciel biura al-Maszhadaniego powiedział, że nie ma pewności, czy zapowiedź dymisji należy traktować poważnie. Coraz poważniejsza jest za to sytuacja na ulicach Bagdadu, gdzie demonstrują zwolennicy radykalnego szyickiego duchownego Muktady as-Sadra, a także inne szyickie oraz sunnickie ugrupowania. Domagają się oni zwolnienia Zeidiego z aresztu.

Na głosy obrońców dziennikarza głuchy pozostaje premier, który czuje się osobiście upokorzony "wyczynem" Zeidiego ze względu na naruszenie ważnego dla Arabów prawa gościnności. Przypomnijmy - dziennikarz, ciskając butami w Busha (prezydent się uchylił), krzyknął po arabsku: - Masz, psie, na pożegnanie. Zgodnie z arabską tradycją wyraził tym samym najwyższą pogardę dla amerykańskiego prezydenta.

Murem za Zeidim

A jak ów wyczyn dziennikarza oceniają sąsiedzi? Przedstawiciel w Syrii najwyższego irańskiego ajatollaha Alego Chameneiego chwali "ważny i historyczny" czyn Zeidiego. - Od islamskiej rewolucji (w Iranie) Ameryka terroryzuje innych według woli i nikt by nie przypuszczał, że kiedyś dziennikarz ciśnie butem w prezydenta światowego mocarstwa - powiedział Hosejni w jednym z syryjskich meczetów.

W stolicy Libanu Bejrucie studenci uniwersytetu urządzili natomiast dla Zeidiego wiec poparcia. Najpierw ciskali butami w kukłę, na którą naklejono zdjęcie Busha, a następnie ją spalili. W Pakistanie z kolei przeciwko zatrzymaniu Zeidiego manifestowało około 150 pakistańskich dziennikarzy. W innej manifestacji, na południu kraju w Karaczi, protestujący nieśli atrapę buta długości trzech metrów, ozdobioną napisami: "Dla Busha z wyrazami miłości" i "Jesteśmy z tobą, Muntadarze". - Cały muzułmański świat jest z tobą - wykrzykiwali.

Żonę za buty

Zeidi w wielu krajach wyrósł na prawdziwego ludowego bohatera. Pewien Egipcjanin ogłosił, że da mu swoją córkę na żonę. 20-letnia Amal Saad Gumaa, studiująca na wydziale medycznym uniwersytetu Minja, zgadza się. - Byłby to dla mnie zaszczyt - przyznaje.

Kapitał na geście Irakijczyka usiłują zbić też szewcy, przypisując sobie produkcję butów, które omal nie trafiły w głowę prezydenta USA. Według tureckiej gazety "Yeni Safak" takie buty produkuje turecki biznesmen Ramazan Baydan. Na pierwszej stronie dziennik zamieścił zdjęcie tego modelu obuwia z podpisem "Made in Turkey". Zdaniem Baydana, na ten model od czasu incydentu liczba zamówień wzrosła już o 100 procent. Biznesmen powiedział też, że nawet gdyby buty trafiły Busha w głowę, nie zrobiłyby mu krzywdy... takie są miękkie.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: EPA/PAP