Ani śladu zaginionego samolotu. Świadkowie mówią o eksplozji


Ośmioro mieszkańców jednego z miast w prowincji Marang w Malezji twierdzi, że w sobotni poranek, gdy boeing Malaysia Airlines zniknął z radarów, słyszało wyraźny wybuch w powietrzu. Miało do niego dojść na wschód od wyspy Pulau Kapas na Morzu Południowochińskim. Oznacza to, że akcja poszukiwawcza 239 zaginionych osób, która przeniosła się na Ocean Indyjski, może przebiegać w złym miejscu.

Pulau Kapas to mała wyspa położona na Morzu Południowochińskim, 6 km na wschód od Marang, przy wschodnich brzegach Półwyspu Malajskiego, a więc w rejonie, który początkowo przeszukiwały malezyjskie służby.

Szukają w złym miejscu? Ludzie mieli słyszeć wybuch

Relacje ośmiu osób sugerują, że to niedaleko miejsca, w którym nagle urwał się sygnał z kokpitu B777, mogło dojść do katastrofy lotniczej. Tymczasem we wtorek właściciel samolotu, linie Malaysia Airlines, zdecydowały o zmianie rejonu poszukiwań.

- Akcja poszukiwawcza została rozciągnięta poza okolice planowanej trasy lotu, ponieważ nie ma informacji, aby boeing spadł na wąski Półwysep Malajski - poinformował wtedy ich przedstawiciel. Oznacza to, że w tej chwili główne siły poszukiwawcze skupiają się na Oceanie Indyjskim, w rejonie cieśniny Malakka oddzielającego Malezję od Indonezji.

Wietnam się wycofał, Indie wysłały satelitę

Wietnamskie władze poinformowały, że po czterech dniach poszukiwań mają "dość" współpracy z Malezją, bo ta "nie potrafi dostarczyć żadnych ważnych informacji" pomagających w zlokalizowaniu zaginionych. Jednostki wietnamskiej marynarki wojennej i straży przybrzeżnej nie będą pływały po tak różnych wodach i w tylu miejscach na raz - przekazały władze tego kraju.

Malezja wciąż jednak może liczyć na pomoc innych krajów. W środę do jednostek floty Chin, Australii, Tajlandii, Indonezji, Singapuru, Filipin i Nowej Zelandii, dołączyły okręty indyjskie.

Dodatkowo rząd Indii zdecydował - w ślad za Chinami - o zmianie orbity jednego ze swoich satelitów. Od środy przypatruje się on wielkiemu rejonowi cieśniny Malakka, a zwłaszcza jego północnej granicy, a więc miejscu mieszania się jej wód z Oceanem Indyjskim.

Także Japonia wysyła zespół ratowniczy specjalizujący się w ratowaniu ludzi po klęskach żywiołowych.

Tymczasem Pekin poinformował, że chińskie samoloty nie prowadzą poszukiwań nad lądem, lecz rozszerzyły obszar poszukiwań na morzu.

Załoga nie była winna?

W środę przedstawiciel Malaysia Airlines w Pekinie, dyrektor handlowy biura linii lotniczych Hugh Dunleavy, powiedział Reuterowi, że "nie ma powodu sądzić, że było cokolwiek, jakiekolwiek działania załogi, które spowodowały zniknięcie samolotu".

Premier Malezji w środowym wystąpieniu zwrócił się z kolei do "wszystkich, którym zależy na losie załogi" samolotu, by "modlili się za nią". Dodał, że jego kraj robi "wszystko, co w jego mocy", by odnaleźć samolot.

Wojsko na dobrym tropie?

Lecący do Pekinu samolot zniknął w sobotę z radaru krótko po wylocie z Kuala Lumpur. Na pokładzie znajdowało się 239 osób, w tym 227 pasażerów; 153 osoby pochodziły z Chin.

Według ostatnich doniesień malezyjskiej armii radar wykazał, że maszyna zmieniła kurs w stronę cieśniny Malakka, kilkaset kilometrów dalej od miejsca ostatniej lokalizacji samolotu odnotowanej przez służby lotnictwa cywilnego.

Według Interpolu zniknięcie samolotu nie było wynikiem ataku terrorystycznego. Z kolei CIA nie wyklucza "wątku terrorystycznego" w śledztwie.

[object Object]
Międzynarodowy zespół śledczy: trzej Rosjanie i Ukrainiec podejrzani ws. zestrzelenia malezyjskiego boeinga nad Donbasemtvn24
wideo 2/20

Autor: adso\mtom / Źródło: "Rakyat Post", PAP

Źródło zdjęcia głównego: Singapore Navy

Raporty: