Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz podpisał ustawę o amnestii uczestników protestów antyrządowych i anulował ustawy z 16 lutego ograniczające m.in. wolność zgromadzeń. Wcześniej te akty prawne, obwołane "ustawami dyktatorskimi", uchylił parlament.
Informacja na ten temat ukazała się na portalu internetowym szefa państwa. Prezydent podpisał akty prawne pomimo tego, że oficjalnie przebywa na zwolnieniu chorobowym. Według oficjalnej wersji ma "ostre wirusowe zapalenie górnych dróg oddechowych". Część ukraińskich mediów twierdzi, że ma też załamanie nerwowe.
Mieszany efekt
Odwołanie "ustaw dyktatorskich" zostało przyjęte przez opozycję z zadowoleniem. To ich uchwalenie w połowie stycznia doprowadziło do wzrostu napięcia na Majdanie i późniejszych zamieszek. Inaczej ma się jednak sprawa z amnestią. Opozycja nazywa ją „ustawą o zakładnikach”, gdyż przewiduje ona, że amnestia zacznie obowiązywać dopiero wtedy, gdy protestujący opuszczą okupowane przez nich budynki rządowe w Kijowie i innych miastach kraju oraz oczyszczą ulice z namiotów i barykad. Oznacza to, że zatrzymani i aresztowani demonstranci pozostaną w miejscach odosobnienia aż do czasu spełnienia tego wymogu. Opozycja nalegała i nadal nalega, by amnestia była bezwarunkowa. Nie zamierza zaprzestać protestów.
Nacisk prezydenta
Opracowany przez prezydencką Partię Regionów projekt ustawy o amnestii poparło w środowym głosowaniu, bez żadnego omówienia, 232 posłów w liczącej 450 osób Radzie Najwyższej. W czasie głosowania z ław opozycyjnych słychać było głosy oburzenia. Po głosowaniu przewodniczący parlamentu zamknął obrady, nie dając nikomu prawa do wypowiedzi. Przed głosowaniem wizytę w parlamencie złożył Janukowycz. Według mediów i opozycji przybył tam, gdyż część posłów jego ugrupowania gotowa była poprzeć opozycję. Prezydent miał im zagrozić, że jeśli nie zagłosują tak, jak chce on sam, na Ukrainie zostaną rozpisane wcześniejsze wybory parlamentarne.
Autor: mk/jk / Źródło: PAP