Nasi rodacy mają kłopoty w Azji. Z powodu blokady lotniska w Bangkoku przez tajlandzką opozycję nie mogą wrócić do domu. Z tego samego powodu kilkunastu naszych rodaków nie może opuścić Birmy.
W niedzielę, po umowie jaką władze zawarły z demonstrantami, pozwolono na wylot z głównego lotniska w Bangokoku około 30 samolotów, które wyleciały puste i zabierały czekających na innych lotniskach pasażerów. W sumie 300 tysięcy turystów utknęło w Tajlandii z powodu zaistniałej sytuacji.
MSZ: Polacy poczekają w Birmie
- Kilkunastu obywatelom RP, którym z powodu blokady lotnisk w Tajlandii nie udało się opuścić Myanmar (Birmy), przebukowano bilety na dni późniejsze - powiedział w poniedziałek rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Na tajlandzkich lotniskach do niedawna lądowały także samoloty z Birmy, ale w związku z trwającą blokadą te loty zostały wstrzymane.
Choć w Birmie nie ma polskich placówek dyplomatycznych, Paszkowski zapewnił, że mogą liczyć na pomoc (także finansową) w przedstawicielstwach Unii Europejskiej. Zostali też poinformowani o możliwości przekroczenia granicy z Tajlandią drogą lądową.
Poczekają jeszcze dwa tygodnie
Wśród osób czekających na wylot z Tajlandii są także Polacy. Na platformę Kontakt TVN24 otrzymaliśmy informację o tym, że na lotniskach tworzone są listy wylotowe. Jednak nie ma na nich wolnych miejsc na najbliższe dwa tygodnie.
Ilu w sumie Polaków chce wydostać się w Bangkoku? - Szacujemy, na podstawie liczby telefonów, które otrzymujemy codziennie do ambasady, że tych osób może być kilkadziesiąt - mówił na antenie TVN24 charge d'affaire ambasady polskiej w Bangkoku Zygmunt Langer. Zaznaczył przy tym, że naszych rodaków w Tajlandii jest z pewnością więcej.
Po południu MSZ w komunikacie podał, że Polaków uwięzionych w Tajlandii jest ok. 300.
- Szef zarządu portów lotniczych poinformował, że lotniska będą zamknięte co najmniej do jutra. Nie znaczy to jednak, że będą one jutro otwarte. Prawdopodobieństwo takie istnieje, ale duże ono nie jest - mówił Langer.
Stan wyjątkowy
Na terenie lotnisk wprowadzono stan wyjątkowy, policja prowadzi negocjacje z demonstrantami i zapowiada, że będzie dążyć do pokojowego zażegnania konfliktu, bez użycia siły. Opozycja okupuje też od sierpnia rejon siedziby premiera. W weekend doszło tam to serii wybuchów, w wyniku których rannych zostało 51 osób.
Opozycja, od sierpnia okupująca rejon kancelarii premiera, żąda ustąpienia szefa rządu Tajlandii. Oskarża zaprzysiężonego 25 września premiera Somchaia, że jest sterowany przez byłego szefa rządu, a prywatnie swojego szwagra Thaksina Shinawatrę, obalonego w 2006 roku w rezultacie wojskowego zamachu stanu.
Źródło: Reuters, PAP, Gazeta Wyborcza