- To sprawiedliwy wyrok - komentują krewni ofiar, historycy i politycy. 15 zomowców, pacyfikujących w 1981 roku kopalnię "Wujek", gdzie zginęło 9 górników, zostało skazanych. Ich dowódca, Romuald Cieślak, dostał 11 lat i nakaz aresztowania. Na razie przebywa na wolności – policjanci nie zastali go w mieszkaniu.
W trzecim procesie trwającej od 14 lat sprawy Sąd Okręgowy w Katowicach skazał 15 z 17 podsądnych. Cieślak dostał 11 lat za sprawstwo kierownicze zabójstwa górników. To on dał sygnał do otwarcia ognia.
Resztę zomowców skazano za "udział w bójce z użyciem broni palnej ze skutkiem śmiertelnym". Kary 3 lat więzienia wymierzono dwóm. 12 innych skazano na kary dwóch i pół roku więzienia - złagodzone o połowę na mocy amnestii z 1989 r. Sąd uznał, że wszyscy są winni zbrodni komunistycznej.
Sąd uniewinnił b. wiceszefa MO z Katowic Mariana Okrutnego, a sprawę jednego z zomowców z "Manifestu Lipcowego" umorzono. Żaden z oskarżonych nie stawił się w sądzie.
- W kopalni "Wujek" strzelali wszyscy zomowcy. Dziś zmowa milczenia nie pozwala ustalić, kto konkretnie kogo ranił - mówiła sędzia Monika Śliwińska, przedstawiając przez ponad 3,5 godziny wyrok wraz z uzasadnieniem.
Sąd obalił argumentację, że życie i zdrowie zomowców było w starciach z górnikami bezpośrednio zagrożone, bo podczas starć między zomowcami i strajkującymi nie doszło ani razu do ich przemieszania się.
Według sądu, Cieślak pierwszy oddał strzał i powiedział: "Walimy", co dla pozostałych zomowców było sygnałem, a co najmniej przyzwoleniem na użycie broni. Sąd uznał, że członkowie plutonu specjalnego uzgodnili wspólną, nieprawdziwą wersję wydarzeń w kopalniach "Wujek" i "Manifest Lipcowy", a ówczesne organa ścigania nie były zainteresowane wyjaśnieniem prawdy. To uniemożliwiło ustalenie, kto do kogo i z jakiej broni strzelał, przyczyniła się do tego także zmowa milczenia.
Apelację od wyroku uniewinniającego Mariana Okrutnego zapowiada mec. Leszek Piotrowski, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych w procesie.
- Wyrok jest sprawiedliwy, adekwatny do tego co zrobili - mówiła matka jednego z zabitych górników Janina Stawisińska. - Miałam nadzieję, że winni śmierci mojego męża poniosą karę, chociaż żadna kara nie cofnie czasu i nie zwróci mi męża. Ważne jest to, że wyrok jest skazujący – uważa Krystyna Gzik, żona jednego z zastrzelonych górników.
Z dzisiejszego wyroku sądu zadowoleni są też politycy. - Prezydent Lech Kaczyński cieszy się, że wyrok został wreszcie wydany - powiedział sekretarz stanu Maciej Łopiński. Żałuje jednak, że to tak długo trwało i że rodziny ofiar tyle lat musiały na to czekać - dodał.
Zdaniem Lecha Wałęsy, wyrok może doprowadzić do pełnego ujawnienia mechanizmu tej zbrodni. - To jest w dalszym ciągu tylko rozliczanie miecza. A gdzie jest zarządzanie, gdzie są ci, którzy im to zlecili. I gdzie jest ta głowa, która tym wszystkim kręciła - pytał.
Sprawę śmierci 9 górników z "Wujka" oraz zranienia innych w kopalni "Manifest Lipcowy" na początku stanu wojennego w grudniu 1981 r. katowickie sądy rozpatrywały od ponad 14 lat. Poprzednie dwa wyroki, w których sądy nie dopatrzyły się winy oskarżonych i uniewinniały ich, bądź też umarzały postępowanie, uchylił sąd apelacyjny.